Wyszkowianin rusza na podbój świata mody
(Zam: 23.08.2011 r., godz. 11.40)Przykład Pawła Tomaszewskiego dowodzi, że należy walczyć o marzenia oraz realizować siebie i swoje cele. Mimo że wybierając uczelnię nie brał pod uwagę panujących trendów, to właśnie z modą wiąże się kierunek, który studiuje. Wyszkowianin jest studentem III roku stylizacji i projektowania ubioru w Berlinie.
Co roku polskie i zagraniczne uczelnie oblegane są przez absolwentów szkół średnich, pragnących studiować najbardziej prestiżowe kierunki, np. psychologię, prawo, medycynę czy ekonomię. Większość z nich nie jest do końca przekonana o tym, co chce robić w przyszłości. Przy wyborze studiów kierują się popularnością danego zawodu, wysokimi zarobkami czy też sugestiami rodziców i otoczenia. Tylko niewielu z nich wie, czego tak naprawdę chce od życia i od swojej przyszłej pracy.
„Wyszkowiak”: - Dlaczego wybrałeś ten kierunek studiów? Kiedy zacząłeś interesować się światem mody?
Paweł Tomaszewski: - Swoją pasję – modę, a bardziej projektowanie, odkryłem w liceum. Myślę, że przyczyniła się do tego moja znajoma, która studiowała na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Wprawdzie profil jej studiów obejmował tylko rysunek, ale ona lubiła tworzyć. Były to najczęściej postaci, które miały na sobie zaprojektowane przez nią ubrania. Zacząłem ćwiczyć rysunek i projektować, na początku trochę prymitywne, ubrania. Z czasem szło mi lepiej, wtedy postanowiłem założyć swoją teczkę z pomysłami, które za ponad rok zgłosiłem na niemiecką uczelnię.
Jak rozpoczęła się twoja przygoda z Niemcami?
- Ta historia zaczęła się, kiedy dostałem się do 46. Liceum Ogólnokształcącego im. Czarnieckiego w Warszawie. To szkoła partnerska Republiki Federalnej Niemiec. Można tam zdawać egzamin maturalny DSD 2 – to znaczy maturę niemiecką, dzięki której można dostać się na uczelnie państwowe w Niemczech. Hamburg poznałem już w liceum, kiedy reprezentowało ono Polskę w międzynarodowym projekcie „Weiße Flecken – Białe plamy”. Brało w nim udział pięć krajów dotkniętych hitlerowską okupacją. W Hamburgu spędziłem ponad dwa miesiące. W tym czasie uczestniczyłem w licznych spotkaniach, które miały na celu przedstawienie działań hitlerowskich wojsk podczas II wojny światowej w Polsce, wydarzeń opisanych przez świadków, którzy je przeżyli, a które nigdy nie ujrzały światła dziennego. Gazeta, gdzie się znalazły, była wydawana pod patronatem kanclerz Niemiec, Angeli Merkel, stanowiła dodatek do „Die Zeitung”, największej gazety niemieckiej.
Dlaczego wybrałeś studia w Niemczech?
- Perspektywa rozwoju zainteresowań była ważniejsza niż tylko papierek magistra na jakiejś polskiej uczelni. Poza tym, kierunek który studiuje, w Polsce jest dostępny tylko na dwóch uczelniach, przy czym skupiają się one na kostiumografii teatralnej. Dlatego mając niemiecką maturę plus wygrany konkurs Weiße Flecken postanowiłem spróbować swoich sił za granicą i wyjechać. Po zdaniu polskiej matury w maju 2009 oraz niemieckiej w lipcu 2009, złożyłem moją teczkę z pracami (rysunkami projektów) do trzech uczelni w Niemczech. Przeszedłem wstępną rekrutacje i zaproszono mnie na rozmowę wstępną do mojej uczelni tj. Smode w Berlinie. Byłem zdenerwowany, bałem się, że zaliczę jakąś wpadkę językową. Po dwóch tygodniach dowiedziałem się, że jestem na liście przyjętych. Wtedy wiedziałem już, że taka szansa nie może zostać zmarnowana.
Jak radzisz sobie z językiem niemieckim? Nie sprawia ci większych trudności na studiach i w kontaktach z rówieśnikami?
- Początki były trudne, ponieważ w ogóle nie miałem znajomych w Berlinie. Jednak z biegiem czasu zawierałem coraz więcej nowych znajomości z ciekawymi ludźmi. Poznałem także język na poziomie C2. Na początku miałem nawyk tłumaczenia wszystkiego na język polski, dlatego też notatki zapisywałem w języku polskim, a w domu do egzaminów musiałem się już uczyć po niemiecku. Na uczelni nie rozumiałem też znaczenia wszystkich terminów m.in. nazw tkanin , były to słowa, których nie znałem nawet w języku polskim, dlatego miałem dwa razy więcej pracy niż moi znajomi ze studiów. Dałem sobie jednak radę. Już na drugim roku chodziłem na poranną zmianę wykładów tak, aby od godz. 13.00 do 19.00 móc pracować.
Na czym polegała twoja praca? Czy było to coś związanego z kierunkiem, jaki studiujesz?
- Tak, wiązało się to ze stylizacją i projektowaniem. Zostałem regionalnym dekoratorem znanej marki modowej w Berlinie. Moim zadaniem było z danej kolekcji skompletować najlepsze zestawy, a następnie przesłać ich zdjęcia do salonów, aby pracownicy mogli zrobić z tego witryny sklepowe. Na początku było ciężko pogodzić uczelnię i pracę, ale wiedziałem, że dam radę.
Jak ci się podoba w Berlinie i gdzie planujesz mieszkać, a także pracować po ukończeniu studiów?
- Życie w Berlinie jest dla mnie codziennością, ale zarazem odkrywaniem na każdym kroku czegoś nowego. Ta kultura może zadziwiać, nawet na tym etapie, na jakim teraz jestem. Do Wyszkowa na stałe raczej nie wrócę, a to za sprawą mojej przyszłej pracy. Tylko w dużych miastach kobiety mogą korzystać z porad stylistów. I tylko w dużych miastach firmy z ubraniami mają swoje siedziby. Po studiach planuję wrócić do Warszawy. W każdej wolnej chwili staram się odwiedzać rodziców i spędzać z nimi jak najwięcej czasu, lecz to Warszawa jest miejscem, z którym wiążę przyszłość.
Czym się teraz zajmujesz i jakie są twoje plany na najbliższy okres?
- Zaliczyłem wszystkie egzaminy i od połowy września zaczynam kolejny rok studiów. Niedawno założyłem swoją firmę, dokładnie – spółkę. Pewna firma z Kolonii podpisała z nami kontrakt na wyłączność sprzedażową w Polsce, Ukrainie i Rosji. Dlatego przez ostatnie trzy tygodnie byłem w Rosji, gdzie miałem spotkania i podpisywałem kontrakty. W Niemczech jest to marka numer jeden. W Polsce kosmetyki wprowadziłem do jednej z sieci drogerii. To sole do kąpieli, maseczki, peelingi, żele pod prysznic. Jeśli chodzi o plany na najbliższą przyszłość, to moja uczelnia ma pokaz mody w Mediolanie, gdzie będą wystawiane prace magistrów ostatniego roku. Zrozumiałe, że muszę tam być.
Czy na swojej drodze do spełnienia marzeń napotkałeś jakieś trudności? A może wręcz przeciwnie?
- Prawdę mówiąc, miałem sporo szczęścia, bo na mojej drodze stanęli ludzie, którzy mi pomogli zaczynając od wyboru liceum, zgłoszenia mnie do konkursu, poprzez namówienie do matury niemieckiej, a kończąc na dostarczeniu adresów uczelni w Niemczech. Dużą zasługę mają w tym moja wychowawczyni i dyrektor z warszawskiego liceum. Także, gdyby nie pomoc finansowa moich rodziców na samym początku mojej drogi, nie robiłbym tego, co teraz robię. To wszystko, co się teraz dzieje w moim życiu jest tylko, albo aż, przypadkiem. Oczywiście też bywały trudne momenty, szczególnie na uczelni. Pamiętam projekt Pret a Visio, pokazujący kunszt projektanta, lecz nienadający się do założenia „na ulicę”. Miał być wykorzystywany do pokazów, sprzedawany artystom scenicznym. Problem był w tym, iż miałem na zrobienie go dwa tygodnie. Pamiętam, że zawierał bardzo sprecyzowane normy i ramy stylistyczne, do których musiałem się dopasować, a ja nie cierpię podporządkowania. Projekt powstał. Co ciekawe, nie byłem z niego zadowolony, a został dość wysoko oceniony przez mojego wykładowcę.
Co zamierzasz robić po studiach?
- Chcę otworzyć własną pracownię, w której mógłbym zająć się przede wszystkim stylizacją i przemianą. Chciałbym, aby moje studio było połączeniem stylizacji ubioru (zaprojektowanego przeze mnie) oraz makijażu i fryzjerstwa. Celebrytki, czy też zwykłe osoby, które wybierają się na bankiety lub ważne imprezy, przychodzą do stylistów, by nie martwić się o wpadki modowe, czy też zły dobór kreacji do sylwetki. W Polsce, wbrew pozorom, nie działa dużo takich punktów. Często jeden stylista ma pod swoją opieką kilka osób publicznych, a co za tym idzie, nie są one indywidualnościami, ponieważ w ich kreacjach występują podobne szczegóły. Dla osób znających się na modzie nie ma problemu z rozpoznaniem stylizacji i przypisaniu jej do danego nazwiska stylisty.
A.S.
„Wyszkowiak”: - Dlaczego wybrałeś ten kierunek studiów? Kiedy zacząłeś interesować się światem mody?
Paweł Tomaszewski: - Swoją pasję – modę, a bardziej projektowanie, odkryłem w liceum. Myślę, że przyczyniła się do tego moja znajoma, która studiowała na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Wprawdzie profil jej studiów obejmował tylko rysunek, ale ona lubiła tworzyć. Były to najczęściej postaci, które miały na sobie zaprojektowane przez nią ubrania. Zacząłem ćwiczyć rysunek i projektować, na początku trochę prymitywne, ubrania. Z czasem szło mi lepiej, wtedy postanowiłem założyć swoją teczkę z pomysłami, które za ponad rok zgłosiłem na niemiecką uczelnię.
Jak rozpoczęła się twoja przygoda z Niemcami?
- Ta historia zaczęła się, kiedy dostałem się do 46. Liceum Ogólnokształcącego im. Czarnieckiego w Warszawie. To szkoła partnerska Republiki Federalnej Niemiec. Można tam zdawać egzamin maturalny DSD 2 – to znaczy maturę niemiecką, dzięki której można dostać się na uczelnie państwowe w Niemczech. Hamburg poznałem już w liceum, kiedy reprezentowało ono Polskę w międzynarodowym projekcie „Weiße Flecken – Białe plamy”. Brało w nim udział pięć krajów dotkniętych hitlerowską okupacją. W Hamburgu spędziłem ponad dwa miesiące. W tym czasie uczestniczyłem w licznych spotkaniach, które miały na celu przedstawienie działań hitlerowskich wojsk podczas II wojny światowej w Polsce, wydarzeń opisanych przez świadków, którzy je przeżyli, a które nigdy nie ujrzały światła dziennego. Gazeta, gdzie się znalazły, była wydawana pod patronatem kanclerz Niemiec, Angeli Merkel, stanowiła dodatek do „Die Zeitung”, największej gazety niemieckiej.
Dlaczego wybrałeś studia w Niemczech?
- Perspektywa rozwoju zainteresowań była ważniejsza niż tylko papierek magistra na jakiejś polskiej uczelni. Poza tym, kierunek który studiuje, w Polsce jest dostępny tylko na dwóch uczelniach, przy czym skupiają się one na kostiumografii teatralnej. Dlatego mając niemiecką maturę plus wygrany konkurs Weiße Flecken postanowiłem spróbować swoich sił za granicą i wyjechać. Po zdaniu polskiej matury w maju 2009 oraz niemieckiej w lipcu 2009, złożyłem moją teczkę z pracami (rysunkami projektów) do trzech uczelni w Niemczech. Przeszedłem wstępną rekrutacje i zaproszono mnie na rozmowę wstępną do mojej uczelni tj. Smode w Berlinie. Byłem zdenerwowany, bałem się, że zaliczę jakąś wpadkę językową. Po dwóch tygodniach dowiedziałem się, że jestem na liście przyjętych. Wtedy wiedziałem już, że taka szansa nie może zostać zmarnowana.
Jak radzisz sobie z językiem niemieckim? Nie sprawia ci większych trudności na studiach i w kontaktach z rówieśnikami?
- Początki były trudne, ponieważ w ogóle nie miałem znajomych w Berlinie. Jednak z biegiem czasu zawierałem coraz więcej nowych znajomości z ciekawymi ludźmi. Poznałem także język na poziomie C2. Na początku miałem nawyk tłumaczenia wszystkiego na język polski, dlatego też notatki zapisywałem w języku polskim, a w domu do egzaminów musiałem się już uczyć po niemiecku. Na uczelni nie rozumiałem też znaczenia wszystkich terminów m.in. nazw tkanin , były to słowa, których nie znałem nawet w języku polskim, dlatego miałem dwa razy więcej pracy niż moi znajomi ze studiów. Dałem sobie jednak radę. Już na drugim roku chodziłem na poranną zmianę wykładów tak, aby od godz. 13.00 do 19.00 móc pracować.
Na czym polegała twoja praca? Czy było to coś związanego z kierunkiem, jaki studiujesz?
- Tak, wiązało się to ze stylizacją i projektowaniem. Zostałem regionalnym dekoratorem znanej marki modowej w Berlinie. Moim zadaniem było z danej kolekcji skompletować najlepsze zestawy, a następnie przesłać ich zdjęcia do salonów, aby pracownicy mogli zrobić z tego witryny sklepowe. Na początku było ciężko pogodzić uczelnię i pracę, ale wiedziałem, że dam radę.
Jak ci się podoba w Berlinie i gdzie planujesz mieszkać, a także pracować po ukończeniu studiów?
- Życie w Berlinie jest dla mnie codziennością, ale zarazem odkrywaniem na każdym kroku czegoś nowego. Ta kultura może zadziwiać, nawet na tym etapie, na jakim teraz jestem. Do Wyszkowa na stałe raczej nie wrócę, a to za sprawą mojej przyszłej pracy. Tylko w dużych miastach kobiety mogą korzystać z porad stylistów. I tylko w dużych miastach firmy z ubraniami mają swoje siedziby. Po studiach planuję wrócić do Warszawy. W każdej wolnej chwili staram się odwiedzać rodziców i spędzać z nimi jak najwięcej czasu, lecz to Warszawa jest miejscem, z którym wiążę przyszłość.
Czym się teraz zajmujesz i jakie są twoje plany na najbliższy okres?
- Zaliczyłem wszystkie egzaminy i od połowy września zaczynam kolejny rok studiów. Niedawno założyłem swoją firmę, dokładnie – spółkę. Pewna firma z Kolonii podpisała z nami kontrakt na wyłączność sprzedażową w Polsce, Ukrainie i Rosji. Dlatego przez ostatnie trzy tygodnie byłem w Rosji, gdzie miałem spotkania i podpisywałem kontrakty. W Niemczech jest to marka numer jeden. W Polsce kosmetyki wprowadziłem do jednej z sieci drogerii. To sole do kąpieli, maseczki, peelingi, żele pod prysznic. Jeśli chodzi o plany na najbliższą przyszłość, to moja uczelnia ma pokaz mody w Mediolanie, gdzie będą wystawiane prace magistrów ostatniego roku. Zrozumiałe, że muszę tam być.
Czy na swojej drodze do spełnienia marzeń napotkałeś jakieś trudności? A może wręcz przeciwnie?
- Prawdę mówiąc, miałem sporo szczęścia, bo na mojej drodze stanęli ludzie, którzy mi pomogli zaczynając od wyboru liceum, zgłoszenia mnie do konkursu, poprzez namówienie do matury niemieckiej, a kończąc na dostarczeniu adresów uczelni w Niemczech. Dużą zasługę mają w tym moja wychowawczyni i dyrektor z warszawskiego liceum. Także, gdyby nie pomoc finansowa moich rodziców na samym początku mojej drogi, nie robiłbym tego, co teraz robię. To wszystko, co się teraz dzieje w moim życiu jest tylko, albo aż, przypadkiem. Oczywiście też bywały trudne momenty, szczególnie na uczelni. Pamiętam projekt Pret a Visio, pokazujący kunszt projektanta, lecz nienadający się do założenia „na ulicę”. Miał być wykorzystywany do pokazów, sprzedawany artystom scenicznym. Problem był w tym, iż miałem na zrobienie go dwa tygodnie. Pamiętam, że zawierał bardzo sprecyzowane normy i ramy stylistyczne, do których musiałem się dopasować, a ja nie cierpię podporządkowania. Projekt powstał. Co ciekawe, nie byłem z niego zadowolony, a został dość wysoko oceniony przez mojego wykładowcę.
Co zamierzasz robić po studiach?
- Chcę otworzyć własną pracownię, w której mógłbym zająć się przede wszystkim stylizacją i przemianą. Chciałbym, aby moje studio było połączeniem stylizacji ubioru (zaprojektowanego przeze mnie) oraz makijażu i fryzjerstwa. Celebrytki, czy też zwykłe osoby, które wybierają się na bankiety lub ważne imprezy, przychodzą do stylistów, by nie martwić się o wpadki modowe, czy też zły dobór kreacji do sylwetki. W Polsce, wbrew pozorom, nie działa dużo takich punktów. Często jeden stylista ma pod swoją opieką kilka osób publicznych, a co za tym idzie, nie są one indywidualnościami, ponieważ w ich kreacjach występują podobne szczegóły. Dla osób znających się na modzie nie ma problemu z rozpoznaniem stylizacji i przypisaniu jej do danego nazwiska stylisty.
A.S.
Napisz komentarz
- Komentarze naruszające netykietę nie będą publikowane.
- Komentarze promujące własne np. strony, produkty itp. nie będą publikowane.
- Za treść komentarza odpowiada jego autor.
- Regulamin komentowania w serwisie wyszkowiak.pl