Co by było gdyby jej nie było?
Telefony komórkowe są z nami cały czas. Nie wyobrażamy sobie życia bez nich. Dzieci na wiadomość, że kiedyś nie było komórek, patrzą jakbyśmy żyli w epoce kamienia łupanego.
Nie ma człowieka, który nie ma telefonu komórkowego. To wręcz niewiarygodne, jak taki mały przedmiot uzależnił człowieka. Komórka umożliwia nam kontrolowanie naszych pociech, małżonków, rodziców i przyjaciół. Zawsze możemy do nich zadzwonić, sprawdzić gdzie są, co robią, z kim przebywają, możemy dowiedzieć się, kiedy wrócą.
Dla dzieci komórka to gadżet. Mają w niej gry, muzykę, Internet, numery do swoich znajomych i przy okazji numer do nas – rodziców. Telefon w rękach dziecka potrafi być przekleństwem. Jedzie dzieciak na wycieczkę i dzwoni za chwilę do mamusi, jak mu źle. Ryczy, bo właśnie pokłócił się z Alą, Bartek nie chciał z nim w autokarze siedzieć, a zamiast pobytu na basenie musi jakieś bzdurne obrazy oglądać. Dzwoni dziecko, dzwoni mamusia, dzwoni babcia. Gorąca linia trwa. Zanim wycieczka się skończy, szczegółowo znamy jej przebieg. Po powrocie nie bardzo jest już o czym opowiadać. Dziecko niczym nas nie zaskoczy, gdyż w swej nadgorliwości dzwoniliśmy nawet do opiekunki dziecka z troską pytając, czy Maciuś zjadł śniadanie, obiad i kolację. Nie ma najmniejszego znaczenia, że Maciuś chodzi jak okrągły miś i o jego apetyt wcale martwić się nie trzeba. Na zdrowie by mu wręcz wyszło, gdyby pół kilo na wycieczce zgubił.
Rodzicom naszym komórkę kupujemy po to, by ich kontrolować. Nakazujemy zabieranie telefonu na działkę, do lasu, do znajomych. Panikujemy, gdy nie odbierają telefonu, a odebrać powinni. Odebrać powinni zawsze. Wydzwaniamy wtedy po znajomych rodziców, do których również namiary w swojej komórce mamy. Rodzice nasi w smsów nie piszą. To przeszkoda nie do pokonania. Niecierpliwie tłumaczymy im, jak odebrać trzeba wiadomość pokazującą się w małym okienku i jak można na nią odpisać. Rodzice niby rozumieją, ale wykonać dalej nie potrafią. Wołamy więc dziecko i nakazujemy mu, aby dziadkom na kartce rozpisali kolejne czynności niezbędne do wystukania i odczytania krótkiej wiadomości tekstowej. Dzieciaki tłumaczą, piszą, rozrysowują, a dziadkowie kartki gubią. W końcu dają za wygraną i radośnie oznajmiają, że w tym wieku niczego uczyć się nie muszą. Chcemy z nimi pogadać – dzwońmy. Pisanie na malutkich klawiszach pozostawiają pokoleniu młodszemu.
My również telefonik posiadamy, czasami nawet kilka. Służbowy, półsłużbowy i prywatny. Im sztuk więcej, tym większym szacunkiem cieszyć się będziemy. Z ilu funkcji zawartych w telefonie korzystamy, sami wiemy najlepiej. Mój telefon służy mi do dzwonienia i pisania smsów. Czasami zrobię nim nawet zdjęcie. Jeśli telefon posiada coś jeszcze, to ja o tym nie wiem, niestety. Wiedzą za to moje dzieci, które z politowaniem patrzą na me zmagania z tą skomplikowaną maszyną.
Przychodzą chwile, gdy myślę, że telefon komórkowy wcale nie jest mi potrzebny. Przez niego jestem ciągle „pod ręką”. Nie mogę uciec od ludzi, jeśli zabieram ze sobą tego małego potwora. Mogę za to nie odebrać, gdy ktoś dzwoni. To wielce pożyteczna funkcja. Nie chcę – nie gadam. Udaję że mnie nie ma, nie słyszę, zapomniałam zabrać ze sobą. Można też opieszale na smsy odpisywać lub nie odpisać na nie wcale udając, że nic do nas nie dotarło. Być może wiadomość w niepowołane ręce trafiła lub ukradł ją ktoś po drodze.
Od telefonu uciec się jednak nie da. Nosimy go wszędzie i w panice szukamy, jeśli gdzieś się zapodzieje. Telefon wszak to nasza trzecia ręka obecnie. To również nasz drugi mózg (w niektórych przypadkach być może nawet pierwszy). W telefonie są numery do różnych ludzi: do znajomych, majstra od autka, elektryka, Pani, u której domek w górach wynajmowaliśmy kilka lat temu, do znajomych naszych znajomych i do nieznajomych także. Nieraz wybałuszam oczy ze zdziwienia, kim Pani Kasia jest, dlaczego mam jej numer i czy mi jest potrzebny. Skoro jednak go mam, to na pewno jest mi potrzebny, mimo iż nie mam pojęcia, kim jest Pani Kasia. W telefonie mamy też adresy zwykłe i te na pocztę e-mail, mamy pesele, NIP-y, kody, hasła, PIN-y i PUK-i. W telefoniku jest wszystko. Biada temu, kto telefonik zgubi. Gubi wtedy pół życia swojego.
Telefon jest z nami z wizytą u znajomych, na weselu, na imprezie z pracy, w sklepie, w kuchni, w toalecie i w czasie wieczornej kąpieli.
Jestem na imprezie. Na stołach leżą porozkładane telefony jak towar w supermarkecie. Do wyboru do koloru. Od najprostszych zabawek, do tych maksymalnie wypasionych. Co chwila ktoś telefon odbiera, wysyła i odbiera smsa, maca, bierze, odkłada, dotyka. Istne wariactwo. Zabawa się rozkręca, a już stęskniona rodzina wydzwania i niepokoi biesiadników. Czy na jeden wieczór nie można telefonu odłożyć na bok? Cóż tak ważnego dzieje się, gdy zabraknie nas w domu na kilka godzin?
Umawiam się ze znajomymi na piwo i zaczyna się horror. Faceci chwalą się funkcjami jakie ich telefony posiadają, oglądają filmy, kiwają głowami z zaciekawieniem nad tym niebywałym cudem techniki. Zachowują się jak dzieci. Zdają się nie zauważać kobiety siedzącej obok, nie interesują się mną wcale. Jak to nie interesują się? Przecież są! Skoro są, to znaczy, że się interesują. Kompletnie nie rozumieją, dlaczego się obrażam. Składam im propozycję umówienia się z telefonem, który nie walnie focha i którego przepraszać nie trzeba będzie.
Rozmowy przez telefon prowadzone są wszędzie. Chcą nie chcąc dowiaduję się o romansie jakimś, usłyszę relację z piątkowej imprezy, wiem dlaczego Basia jest głupia i jak śliczną sukienkę Kasia sobie kupiła. W kolejce do lekarza wiem, dlaczego kobieta siedzieć tu musi, gdzie ma krostę, gdzie boli i gdzie ma całą służbę zdrowia.
Nikt mnie nie pyta, czy mamy ochotę słuchać tych wszystkich bzdur. Są miejsca, gdzie rozmawiać można do woli, są również takie, gdzie prowadzenie głośniej rozmowy jest nie na miejscu. Plotkujmy w domu, w samochodzie, w lesie, na działce. Sklep, kolejka do lekarza czy korytarz urzędu to nie miejsce na opowiadanie pikantnych szczegółów z naszego życia. Troszkę dyskrecji czasem by się przydało.
Dzisiaj komórka to nie szpan. Każdy ją ma. Czasem przydałoby się trochę wolności od dzwonienia, odbierania, wysyłania i kontrolowania. Mam wrażenie, że bez telefonu komórkowego ukrytego w kieszeni lub na dnie torebki damskiej nie potrafimy już żyć.
Judyta
„Wyszkowiak” nr 30 z 24 lipca 2012 r.
Dla dzieci komórka to gadżet. Mają w niej gry, muzykę, Internet, numery do swoich znajomych i przy okazji numer do nas – rodziców. Telefon w rękach dziecka potrafi być przekleństwem. Jedzie dzieciak na wycieczkę i dzwoni za chwilę do mamusi, jak mu źle. Ryczy, bo właśnie pokłócił się z Alą, Bartek nie chciał z nim w autokarze siedzieć, a zamiast pobytu na basenie musi jakieś bzdurne obrazy oglądać. Dzwoni dziecko, dzwoni mamusia, dzwoni babcia. Gorąca linia trwa. Zanim wycieczka się skończy, szczegółowo znamy jej przebieg. Po powrocie nie bardzo jest już o czym opowiadać. Dziecko niczym nas nie zaskoczy, gdyż w swej nadgorliwości dzwoniliśmy nawet do opiekunki dziecka z troską pytając, czy Maciuś zjadł śniadanie, obiad i kolację. Nie ma najmniejszego znaczenia, że Maciuś chodzi jak okrągły miś i o jego apetyt wcale martwić się nie trzeba. Na zdrowie by mu wręcz wyszło, gdyby pół kilo na wycieczce zgubił.
Rodzicom naszym komórkę kupujemy po to, by ich kontrolować. Nakazujemy zabieranie telefonu na działkę, do lasu, do znajomych. Panikujemy, gdy nie odbierają telefonu, a odebrać powinni. Odebrać powinni zawsze. Wydzwaniamy wtedy po znajomych rodziców, do których również namiary w swojej komórce mamy. Rodzice nasi w smsów nie piszą. To przeszkoda nie do pokonania. Niecierpliwie tłumaczymy im, jak odebrać trzeba wiadomość pokazującą się w małym okienku i jak można na nią odpisać. Rodzice niby rozumieją, ale wykonać dalej nie potrafią. Wołamy więc dziecko i nakazujemy mu, aby dziadkom na kartce rozpisali kolejne czynności niezbędne do wystukania i odczytania krótkiej wiadomości tekstowej. Dzieciaki tłumaczą, piszą, rozrysowują, a dziadkowie kartki gubią. W końcu dają za wygraną i radośnie oznajmiają, że w tym wieku niczego uczyć się nie muszą. Chcemy z nimi pogadać – dzwońmy. Pisanie na malutkich klawiszach pozostawiają pokoleniu młodszemu.
My również telefonik posiadamy, czasami nawet kilka. Służbowy, półsłużbowy i prywatny. Im sztuk więcej, tym większym szacunkiem cieszyć się będziemy. Z ilu funkcji zawartych w telefonie korzystamy, sami wiemy najlepiej. Mój telefon służy mi do dzwonienia i pisania smsów. Czasami zrobię nim nawet zdjęcie. Jeśli telefon posiada coś jeszcze, to ja o tym nie wiem, niestety. Wiedzą za to moje dzieci, które z politowaniem patrzą na me zmagania z tą skomplikowaną maszyną.
Przychodzą chwile, gdy myślę, że telefon komórkowy wcale nie jest mi potrzebny. Przez niego jestem ciągle „pod ręką”. Nie mogę uciec od ludzi, jeśli zabieram ze sobą tego małego potwora. Mogę za to nie odebrać, gdy ktoś dzwoni. To wielce pożyteczna funkcja. Nie chcę – nie gadam. Udaję że mnie nie ma, nie słyszę, zapomniałam zabrać ze sobą. Można też opieszale na smsy odpisywać lub nie odpisać na nie wcale udając, że nic do nas nie dotarło. Być może wiadomość w niepowołane ręce trafiła lub ukradł ją ktoś po drodze.
Od telefonu uciec się jednak nie da. Nosimy go wszędzie i w panice szukamy, jeśli gdzieś się zapodzieje. Telefon wszak to nasza trzecia ręka obecnie. To również nasz drugi mózg (w niektórych przypadkach być może nawet pierwszy). W telefonie są numery do różnych ludzi: do znajomych, majstra od autka, elektryka, Pani, u której domek w górach wynajmowaliśmy kilka lat temu, do znajomych naszych znajomych i do nieznajomych także. Nieraz wybałuszam oczy ze zdziwienia, kim Pani Kasia jest, dlaczego mam jej numer i czy mi jest potrzebny. Skoro jednak go mam, to na pewno jest mi potrzebny, mimo iż nie mam pojęcia, kim jest Pani Kasia. W telefonie mamy też adresy zwykłe i te na pocztę e-mail, mamy pesele, NIP-y, kody, hasła, PIN-y i PUK-i. W telefoniku jest wszystko. Biada temu, kto telefonik zgubi. Gubi wtedy pół życia swojego.
Telefon jest z nami z wizytą u znajomych, na weselu, na imprezie z pracy, w sklepie, w kuchni, w toalecie i w czasie wieczornej kąpieli.
Jestem na imprezie. Na stołach leżą porozkładane telefony jak towar w supermarkecie. Do wyboru do koloru. Od najprostszych zabawek, do tych maksymalnie wypasionych. Co chwila ktoś telefon odbiera, wysyła i odbiera smsa, maca, bierze, odkłada, dotyka. Istne wariactwo. Zabawa się rozkręca, a już stęskniona rodzina wydzwania i niepokoi biesiadników. Czy na jeden wieczór nie można telefonu odłożyć na bok? Cóż tak ważnego dzieje się, gdy zabraknie nas w domu na kilka godzin?
Umawiam się ze znajomymi na piwo i zaczyna się horror. Faceci chwalą się funkcjami jakie ich telefony posiadają, oglądają filmy, kiwają głowami z zaciekawieniem nad tym niebywałym cudem techniki. Zachowują się jak dzieci. Zdają się nie zauważać kobiety siedzącej obok, nie interesują się mną wcale. Jak to nie interesują się? Przecież są! Skoro są, to znaczy, że się interesują. Kompletnie nie rozumieją, dlaczego się obrażam. Składam im propozycję umówienia się z telefonem, który nie walnie focha i którego przepraszać nie trzeba będzie.
Rozmowy przez telefon prowadzone są wszędzie. Chcą nie chcąc dowiaduję się o romansie jakimś, usłyszę relację z piątkowej imprezy, wiem dlaczego Basia jest głupia i jak śliczną sukienkę Kasia sobie kupiła. W kolejce do lekarza wiem, dlaczego kobieta siedzieć tu musi, gdzie ma krostę, gdzie boli i gdzie ma całą służbę zdrowia.
Nikt mnie nie pyta, czy mamy ochotę słuchać tych wszystkich bzdur. Są miejsca, gdzie rozmawiać można do woli, są również takie, gdzie prowadzenie głośniej rozmowy jest nie na miejscu. Plotkujmy w domu, w samochodzie, w lesie, na działce. Sklep, kolejka do lekarza czy korytarz urzędu to nie miejsce na opowiadanie pikantnych szczegółów z naszego życia. Troszkę dyskrecji czasem by się przydało.
Dzisiaj komórka to nie szpan. Każdy ją ma. Czasem przydałoby się trochę wolności od dzwonienia, odbierania, wysyłania i kontrolowania. Mam wrażenie, że bez telefonu komórkowego ukrytego w kieszeni lub na dnie torebki damskiej nie potrafimy już żyć.
Judyta
„Wyszkowiak” nr 30 z 24 lipca 2012 r.
Napisz komentarz
- Komentarze naruszające netykietę nie będą publikowane.
- Komentarze promujące własne np. strony, produkty itp. nie będą publikowane.
- Za treść komentarza odpowiada jego autor.
- Regulamin komentowania w serwisie wyszkowiak.pl