Nie o wszystkim wiemy
Ostatnie dni dały nam wiele wrażeń. Czym żyje dzisiaj cała Polska? Dzisiaj mówimy o aferze podsłuchowej. Tygodnik „Wprost” opublikował bowiem nagrania z rozmów byłego już ministra transportu Sławomira Nowaka oraz byłego wiceministra finansów Andrzeja Parafianowicza.
Poznaliśmy również przebieg rozmowy prezesa NBP Marka Belki z ministrem spraw wewnętrznych Bartłomiejem Sienkiewiczem. Afera taśmowa wywołała wiele emocji w społeczeństwie. Część ludzi jest zbulwersowana, dotyczy to różnych aspektów afery. Jednych zdenerwowało słownictwo jakim posługują się politycy. Drugich zdenerwował temat rozmów. Jeszcze innych wkurzył fakt, iż w bądź co bądź wolnym kraju, jesteśmy podsłuchiwani. Skandal goni skandal. Dla części społeczeństwa afera taśmowa nie ma żadnego znaczenia. Ja niestety należę do grupy ludzi oburzonych. Niestety? Właściwie dlaczego niestety? W sumie to dobrze, że interesuje mnie coś innego niż brazylijskie seriale.
Najpierw mogliśmy poczytać, potem mogliśmy posłuchać i pooglądać telewizyjne relacje z taśmowej afery. Stacje telewizyjne obsypują nas informacjami o czym to szanowni politycy między sobą gadają, jak się układają, co kombinują, gdzie pociągają za sznurki, by IM żyło się lepiej. Latam więc po kolejnych kanałach i słucham, co tam ciekawego jeszcze zobaczę. Niestety, ciągle słyszę to samo. Ze zdziwieniem i zażenowaniem wysłuchałam również przemówienia Donalda Tuska. Pan premier niby coś mówił, niby za coś przepraszał, niby coś tłumaczył. Nie bardzo zrozumiałam, o co tak naprawdę facetowi chodzi. Podsumowując jego wypowiedź śmiało mogę powiedzieć, że według premiera rozmowa Belka-Sienkiewicz odbyła się w trosce o nasze państwo. Jednocześnie premier przeprosił za słownictwo jakim posługiwali się politycy i chyba tylko w tej kwestii premier widzi problem. No nie, nie tylko tutaj jest problem! Premier jest oburzony, że w wolnym kraju ktoś śmiał podsłuchiwać i nagrywać rozmowy najważniejszych osób w państwie.
Z afery politycznej zrobiła się afera posłuchowa. Zaczęłam mieć wrażenie, że telewizja przestała się interesować tematem rozmów, natomiast skupiła się na pluskwach, które ktoś podłożył z jednej z warszawskich restauracji dla VIP-ów.
Teraz problem ma menager restauracji, jej właściciel i kelnerzy, którzy obsługiwali szanownych gości. Restaurację pewnie można uznać za „spaloną”, a jej właściciel, pan Robert Sowa, zapewne przestanie być częstym gościem telewizji śniadaniowej i licznych programów kulinarnych.
Społeczeństwo, politycy i premier zastanawiają się, jakim prawem prywatna rozmowa VIP-ów mogła być podsłuchiwana? Kilka dni temu mieliśmy huczne obchody 25 lat wolności. Z tej okazji pojawił się spot za bagatela 7 mln zł. A w spocie same cuda były! Było szaro – jest kolorowo. Były dziury na drogach albo dróg wcale nie było – jest autostrada donikąd. Mamy wolność, mamy zmiany. Nie zmieniło się jedno, dalej jesteśmy podsłuchiwani.
O ile podsłuchiwanie zwykłych ludzi nikogo nie dziwi, o tyle podsłuchiwanie polityków odbija się głośnym echem. Każdy z nas korzysta z telefonu komórkowego, nikt jednak nie wie, kogo telefon jest pod specjalnym nadzorem służ specjalnych. Nie wiemy kiedy, gdzie i kto bez naszej zgody będzie nagrywał nasze prywatne rozmowy. Być może nie takie u cioci na imieninach, nie takie przy grillu i nie takie na komunijnej imprezie naszego synka lub córki. Nie każdy „zasługuje” na to, by być ofiarą podsłuchu. Wystarczy jednak angażować się w politykę, wystarczy nie lubić władzy i wystarczy głośno o tym mówić, by mieć szansę na to, że staniemy się obiektem podsłuchiwanym.
Pomyślałam sobie, że żyjemy w państwie policyjnym. Coraz trudniej jest mówić to, co chcemy powiedzieć bez konsekwencji, które nas spotkają. Boimy się mówić, boimy pisać, niedługo będziemy się bali myśleć.
W omawianej aferze podsłuchowej nie chodzi jednak o słownictwo, jakim posługują się politycy, nie chodzi o podsłuch, który znalazł się w warszawskiej knajpie. W tej całej aferze chodzi o cynizm polityków, o władzę, która ma w nosie szary lud, o kombinowanie. Podsłuch czy słownictwo jakim posługują się politycy ma jedynie odciągnąć uwagę społeczeństwa od tego, o co tak naprawdę chodzi.
Część z nas przejęła się tymi tematem ubocznym. Jednak młodsza część narodu wyszła na ulice. W niedzielę młodzież skrzyknęła się i udała się pod Sejm, w poniedziałek pod Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Były przepychanki, gazowanie, pałowanie, aresztowania. Żadna telewizja nie pokazała, co się tam działo. 16 czerwca policja zatrzymała liderów Ruchu Narodowego, Krzysztofa Bosaka i Roberta Winnickiego. Kto z Państwa zna te informacje? Która stacja telewizyjna chociaż raz pokazała co działo się w niedzielę i poniedziałek na warszawskich ulicach? Jaka gazeta podała w jakich miastach odbywały się, odbywają się lub są zaplanowane antyrządowe protesty? Kto z dziennikarzy próbował wyjaśnić, dlaczego nie wolno w wolnej podobno Polsce protestować przeciwko skorumpowanej władzy? Jeśli ktoś nie pogrzebał w Internecie lub nie dowiedział się o tym pocztą pantoflową, nie ma pojęcia, co działo się i co się dzieje w Warszawie, w Katowicach, Poznaniu, Gdańsku, Szczecinie i w wielu innych polskich miastach.
Aby mieć pełen obraz reakcji społeczeństwa na tzw. aferę taśmową nie wolno opierać się tylko na telewizyjnych relacjach z wystąpień premiera Donalda Tuska. Nie wystarczy poczytanie lakonicznych informacji ukazujących się w prasie i na portalach internetowych. Aby mieć pełen obraz reakcji społeczeństwa należy ze sobą rozmawiać, dociekać, szukać na stronach, które nie są stronami startowymi w przeglądarce internetowej. Jeśli to możliwie, należy brać udział w manifestacjach, które tak naprawdę odbywają się na wyciągnięcie ręki, w Warszawie. Pora przestać łykać medialną papkę, pora zacząć myśleć. „Pierwszym obowiązkiem człowieka myślącego jest nieposłuszeństwo w myśleniu”.
P.s. Gdy skończyłam pisać felieton, wybuchła kolejna afera. ABW weszło do redakcji tygodnika „Wprost” z żądaniem oddania nośników informacji, na których utrwalono zapisane rozmowy w restauracji Roberta Sowy. Dziennikarze podnieśli raban, poczuli się zagrożeni. Od dwóch dni nie mówi się już o aferze podsłuchowej. Dzisiaj mówi się o „najeździe” ABW na redakcję tygodnia „Wprost”. Dzisiaj mówi się o zamachu na dziennikarską wolność. W dalszym ciągu niewiele możemy się dowiedzieć o protestach antyrządowych trwających w większych miastach w całej niemalże Polsce.
Judyta
„Wyszkowiak” nr 25 z 24 czerwca 2014 r.
Najpierw mogliśmy poczytać, potem mogliśmy posłuchać i pooglądać telewizyjne relacje z taśmowej afery. Stacje telewizyjne obsypują nas informacjami o czym to szanowni politycy między sobą gadają, jak się układają, co kombinują, gdzie pociągają za sznurki, by IM żyło się lepiej. Latam więc po kolejnych kanałach i słucham, co tam ciekawego jeszcze zobaczę. Niestety, ciągle słyszę to samo. Ze zdziwieniem i zażenowaniem wysłuchałam również przemówienia Donalda Tuska. Pan premier niby coś mówił, niby za coś przepraszał, niby coś tłumaczył. Nie bardzo zrozumiałam, o co tak naprawdę facetowi chodzi. Podsumowując jego wypowiedź śmiało mogę powiedzieć, że według premiera rozmowa Belka-Sienkiewicz odbyła się w trosce o nasze państwo. Jednocześnie premier przeprosił za słownictwo jakim posługiwali się politycy i chyba tylko w tej kwestii premier widzi problem. No nie, nie tylko tutaj jest problem! Premier jest oburzony, że w wolnym kraju ktoś śmiał podsłuchiwać i nagrywać rozmowy najważniejszych osób w państwie.
Z afery politycznej zrobiła się afera posłuchowa. Zaczęłam mieć wrażenie, że telewizja przestała się interesować tematem rozmów, natomiast skupiła się na pluskwach, które ktoś podłożył z jednej z warszawskich restauracji dla VIP-ów.
Teraz problem ma menager restauracji, jej właściciel i kelnerzy, którzy obsługiwali szanownych gości. Restaurację pewnie można uznać za „spaloną”, a jej właściciel, pan Robert Sowa, zapewne przestanie być częstym gościem telewizji śniadaniowej i licznych programów kulinarnych.
Społeczeństwo, politycy i premier zastanawiają się, jakim prawem prywatna rozmowa VIP-ów mogła być podsłuchiwana? Kilka dni temu mieliśmy huczne obchody 25 lat wolności. Z tej okazji pojawił się spot za bagatela 7 mln zł. A w spocie same cuda były! Było szaro – jest kolorowo. Były dziury na drogach albo dróg wcale nie było – jest autostrada donikąd. Mamy wolność, mamy zmiany. Nie zmieniło się jedno, dalej jesteśmy podsłuchiwani.
O ile podsłuchiwanie zwykłych ludzi nikogo nie dziwi, o tyle podsłuchiwanie polityków odbija się głośnym echem. Każdy z nas korzysta z telefonu komórkowego, nikt jednak nie wie, kogo telefon jest pod specjalnym nadzorem służ specjalnych. Nie wiemy kiedy, gdzie i kto bez naszej zgody będzie nagrywał nasze prywatne rozmowy. Być może nie takie u cioci na imieninach, nie takie przy grillu i nie takie na komunijnej imprezie naszego synka lub córki. Nie każdy „zasługuje” na to, by być ofiarą podsłuchu. Wystarczy jednak angażować się w politykę, wystarczy nie lubić władzy i wystarczy głośno o tym mówić, by mieć szansę na to, że staniemy się obiektem podsłuchiwanym.
Pomyślałam sobie, że żyjemy w państwie policyjnym. Coraz trudniej jest mówić to, co chcemy powiedzieć bez konsekwencji, które nas spotkają. Boimy się mówić, boimy pisać, niedługo będziemy się bali myśleć.
W omawianej aferze podsłuchowej nie chodzi jednak o słownictwo, jakim posługują się politycy, nie chodzi o podsłuch, który znalazł się w warszawskiej knajpie. W tej całej aferze chodzi o cynizm polityków, o władzę, która ma w nosie szary lud, o kombinowanie. Podsłuch czy słownictwo jakim posługują się politycy ma jedynie odciągnąć uwagę społeczeństwa od tego, o co tak naprawdę chodzi.
Część z nas przejęła się tymi tematem ubocznym. Jednak młodsza część narodu wyszła na ulice. W niedzielę młodzież skrzyknęła się i udała się pod Sejm, w poniedziałek pod Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Były przepychanki, gazowanie, pałowanie, aresztowania. Żadna telewizja nie pokazała, co się tam działo. 16 czerwca policja zatrzymała liderów Ruchu Narodowego, Krzysztofa Bosaka i Roberta Winnickiego. Kto z Państwa zna te informacje? Która stacja telewizyjna chociaż raz pokazała co działo się w niedzielę i poniedziałek na warszawskich ulicach? Jaka gazeta podała w jakich miastach odbywały się, odbywają się lub są zaplanowane antyrządowe protesty? Kto z dziennikarzy próbował wyjaśnić, dlaczego nie wolno w wolnej podobno Polsce protestować przeciwko skorumpowanej władzy? Jeśli ktoś nie pogrzebał w Internecie lub nie dowiedział się o tym pocztą pantoflową, nie ma pojęcia, co działo się i co się dzieje w Warszawie, w Katowicach, Poznaniu, Gdańsku, Szczecinie i w wielu innych polskich miastach.
Aby mieć pełen obraz reakcji społeczeństwa na tzw. aferę taśmową nie wolno opierać się tylko na telewizyjnych relacjach z wystąpień premiera Donalda Tuska. Nie wystarczy poczytanie lakonicznych informacji ukazujących się w prasie i na portalach internetowych. Aby mieć pełen obraz reakcji społeczeństwa należy ze sobą rozmawiać, dociekać, szukać na stronach, które nie są stronami startowymi w przeglądarce internetowej. Jeśli to możliwie, należy brać udział w manifestacjach, które tak naprawdę odbywają się na wyciągnięcie ręki, w Warszawie. Pora przestać łykać medialną papkę, pora zacząć myśleć. „Pierwszym obowiązkiem człowieka myślącego jest nieposłuszeństwo w myśleniu”.
P.s. Gdy skończyłam pisać felieton, wybuchła kolejna afera. ABW weszło do redakcji tygodnika „Wprost” z żądaniem oddania nośników informacji, na których utrwalono zapisane rozmowy w restauracji Roberta Sowy. Dziennikarze podnieśli raban, poczuli się zagrożeni. Od dwóch dni nie mówi się już o aferze podsłuchowej. Dzisiaj mówi się o „najeździe” ABW na redakcję tygodnia „Wprost”. Dzisiaj mówi się o zamachu na dziennikarską wolność. W dalszym ciągu niewiele możemy się dowiedzieć o protestach antyrządowych trwających w większych miastach w całej niemalże Polsce.
Judyta
„Wyszkowiak” nr 25 z 24 czerwca 2014 r.
Napisz komentarz
- Komentarze naruszające netykietę nie będą publikowane.
- Komentarze promujące własne np. strony, produkty itp. nie będą publikowane.
- Za treść komentarza odpowiada jego autor.
- Regulamin komentowania w serwisie wyszkowiak.pl