Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 29 marca 2024 r., imieniny Eustachego, Wiktora



10 kwietnia 2010 r.

Mogło by się zdawać, że to będzie kolejna, zwykła, trochę leniwa sobota. Ponieważ w ciągu tygodnia brak czasu na bieganie po sklepach, wybrałam się z córką na niewielkie zakupy. To, co usłyszałam w radio około godziny 10.00 spowodowało, że ciarki przeszły mi po plecach.
„Mamo, słyszysz co oni mówią?” – niespokojnie pyta córka. „Słyszę, tylko nie bardzo rozumiem, o co chodzi” – odpowiadam. Z radia płyną informacje, że pod Smoleńskiem rozbił się prezydencki samolot. Prezydencki? Ale jakiego prezydenta? Naszego? Niby słyszę, o czym mówią, ale kompletnie nie docierają do mnie te informacje. „Mamo, to o naszego prezydenta chodzi?” – dalej dopytuje dziecko. „Chyba o naszego. Ale czy to możliwe?” – odpowiadam.
Pierwszy raz słyszę o takim wypadku. Informacja o katastrofie prezydenckiego samolotu szybko rozeszła się wśród mieszkańców Wyszkowa. Wszyscy są mocno zaniepokojeni. Widać zdenerwowanie na ich twarzach. W sklepie co chwila ktoś odbiera telefon i mówi „…tak, wiem, słyszałem…, to niemożliwe…”. Wracam do domu, włączam telewizor i dalej nie wierzę w to, co słyszę.
Przez kilka kolejnych tygodni katastrofa smoleńska była tematem numer jeden w mediach różnego rodzaju. Pamiętam transmisje telewizyjne bezpośrednio z miejsca wypadku. Pamiętam ręce rosyjskich żołnierzy zasłaniające obiektywy kamer i ich śmiech dochodzący z oddali. Zastanawiałam się wówczas, czy to był właściwy moment na okazywanie jakiejkolwiek radości.
Cztery lata temu wydarzyła się tragedia, którą trudno opisać słowami. Dlatego zastanawiające jest, dlaczego nikt nie zatroszczył się wówczas o wykonanie pełnej, rzetelnej dokumentacji z miejsca wypadku. Wrak samolotu na czas śledztwa bez sprzeciwu władz polskich został oddany pod „opiekę” władz rosyjskich. Po zakończeniu śledztwa miał on zostać przewieziony do Polski. Śledztwo trwa dalej, wraku dalej nie ma na polskiej ziemi. Zastanawiam się, dlaczego rząd polski pozwala na to, by samolot, który był własnością naszego państwa, w dalszym ciągu był w posiadaniu rosyjskiego rządu? Zastanawiam się, co sprawia, że ten wrak w dalszym ciągu jest tak bardzo cenny dla Rosjan?
Minęły cztery lata, lecz nie sposób zapomnieć nagonki na polskich pilotów, kiedy to sugerowano ich wyjątkowo słabe przygotowanie do lotów, kiedy krytykowano system ich szkolenia. Uwagi co do umiejętności polskich pilotów płynęły nie tylko ze strony rosyjskiej, lecz także ze strony tak zwanych „znawców tematu” ze strony polskiej. Znawcami tematu okazali się natomiast wszyscy.
Pamiętam oświadczenie pani Ewy Kopacz, ówczesnej minister zdrowia, która kilkakrotnie zapewniała o wyjątkowej dokładności strony rosyjskiej przy przeprowadzaniu identyfikacji ciał ofiar. Pamiętam jej zapewnienia, że o żadnej pomyłce nie może być mowy. Wierzyłam jej wtedy ja, wierzyło wiele osób. Szanowaliśmy ją za to, że w tak trudnej chwili pojechała do Rosji, by osobiście nadzorować identyfikację ciał. Jednak z biegiem czasu zaczęły docierać do nas informacje o kolejnych ekshumacjach zwłok. Okazało się bowiem, że ciała ofiar zostały zamienione. Dzisiaj zastanawiam się jaką pewność mogą mieć rodziny, że w miejscu pochówku ich najbliższych leży ten, kto leżeć powinien? Czy wszystkie takie „pomyłki” już zostały odkryte?
Pamiętam, jak przekonywano nas, że w miejscu katastrofy ziemia na jeden metr głębokości została przekopana i przesiana, by nic, co nie powinno w niej zostać pozostało. Dlaczego więc ludzie, którzy wiele miesięcy potem tam pojechali, odnajdywali kawałki ubrań, dokumentów, banknotów, a nawet ludzkie szczątki? Czy tak miała wyglądać dokładność, o której nas zapewniano?
Pamiętam rosyjski raport MAK Tatiany Anodiny ze stycznia 2011 roku, która bardzo sugestywnie opisała ciąg zdarzeń z 10 kwietnia 2010 roku. Raport jednoznacznie obarczył winą za zaistniałą sytuację stronę polską. Winy strony rosyjskiej nie było żadnej. Niemalże równolegle powstał raport Millera, który w zadziwiający wręcz sposób był bardzo podobny do przedstawionego już wcześniej raportu MAK.
Katastrofa smoleńska połączyła polskie społeczeństwo. Pamiętam tysiące zniczy, kwiatów i tłumy modlących się, skupionych ludzi przed Pałacem Prezydenckim.
Katastrofa smoleńska polskie społeczeństwo podzieliła. Pamiętam grupy roześmianej, podpitej, aroganckiej młodzieży, zachowującej się agresywnie pod Pałacem Prezydenckim. Młodzieży, która kompletnie nie rozumiała, że dla wielu ludzi żałoba wciąż trwa.
Dla jednych przyczyny katastrofy są już dawno wyjaśnione. Inni w dalszym ciągu czekają na przedstawienie faktycznych przyczyn wypadku, który nigdy nie powinien się wydarzyć. Ludzie ci mają coraz więcej pytań w sprawie katastrofy. Ciągle czekają na logiczne odpowiedzi na zadawane pytania. Nie wiem jaka jest prawdziwa wersja wydarzeń. Mając w pamięci liczne sowieckie kłamstwa nie wierzę jednak w to, że wyjaśnienia strony rosyjskiej są bezstronne i rzetelne.
Data 10 kwietnia dla nas Polaków jest podwójnie tragiczna. 10 kwietnia uznaje się za początek zagłady polskich oficerów w 1940 roku, którzy zostali zamordowani z zimną krwią przez sowieckich oprawców w Katyniu. Czy wiecie Państwo, ilu światłych Polaków było torturowanych i prześladowanych za to, że mówili prawdę o Katyniu w „wolnej” Polsce? Ilu było napiętnowanych tylko dlatego, że otwarcie mówili o tym, że właśnie tam został zamordowany ktoś im bliski? Potrzeba było aż 50 lat, aby prawda o sowieckich oprawcach ujrzała światło dzienne.
Czy potrzeba kolejnych 50 lat, byśmy poznali prawdę o 10 kwietnia 2010 roku?
Minęły cztery lata, a ja ten dzień pamiętam tak, jakby katastrofa miała miejsce wczoraj. W katastrofie zginęło 96 osób. Dla 95 rodzin rozpoczął się dramat, którego nigdy nie zapomną. W katastrofie zginął Prezydent Lech Kaczyński z żoną Marią, ostatni prezydent na uchodźstwie – Ryszard Kaczorowski, zginęli delegaci wszystkich opcji politycznych, naczelnego dowództwa sił zbrojnych, wybitni działacze społeczni, strażnicy polskiej pamięci, członkowie rodzin katyńskich, duchowni i personel pokładowy. Zginęły czyjeś żony, matki, córki, ojcowie, bracia, synowie…
Zapewne 10 kwietnia 2014 roku media ponownie przypomną nam o wydarzeniach sprzed czterech lat. Wielu z nas się wtedy zamyśli. Wielu ten dzień spędzi przed Pałacem Prezydenckim. Niejeden jednak wyłączy wówczas telewizor i wściekły krzyknie „Ile można tego słuchać!”.

Judyta
„Wyszkowiak” nr 14 z 8 kwietnia 2014 r.

Napisz komentarz

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta