Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 31 stycznia 2025 r., imieniny Marceliny, Piotra



Kameromania

[w:] „Wyszkowiak” nr 23/2011 z 7 czerwca 2011 r.
Do Polski na miniony weekend przyjechał amerykański zaklinacz koni Chris Cox. Miał on tu pokazać swoje metody siodłania młodego konia i powiedzieć parę prawd o życiu na ranczu w Teksasie. Cox obecnie jest mistrzem świata „zaklinaczy koni”.

Pokaz umiejętności Chrisa był niesamowity. Na oczach publiczności, w niespełna godzinę, osiodłał konia, który nigdy nie miał na sobie siodła, ani nie tolerował bliskości człowieka. Wyglądało to spektakularnie, a jednocześnie pozbawione było tzw. „show”. Amerykanin z Teksasu robił swoją pracę konkretnie, nie przedłużał, jak czasami ma to miejsce na tego typu pokazach. Mówi się o nim w USA, że jest bardzo szybki i nadzwyczaj konkretny. Ten pokaz potwierdził jego wspaniałą kondycję, jako trenera koni. Lecz nie o wspaniałości Chrisa Cox’a chcę pisać, tylko o pewnych zachowaniach uczestników.

Gdy rozpoczynał się pokaz na okrągłym maneżu, zbudowanym z przenośnych elementów, dokoła zgromadzili się ludzie. Amerykanin rozpoczął pracę z koniem. W tym czasie większość osób wyciągnęła aparaty fotograficzne i kamery. Wraz z pracą nad siodłaniem młodziutkiej, niepokornej klaczy, rozpoczęła się procedura uwieczniania tego na wszelkich nośnikach cyfrowych. Tuż przed całą imprezą, która nosi nazwę „Myśląc o koniu” organizatorzy wystosowali plik zasad dla uczestników.

Kamery telewizyjne, które miały rejestrować fragment pokazu do mediów, musiały posiadać specjalną akredytację. Nie było o nią trudno. Wystarczyło tylko z odpowiednim pismem i odpowiednio wcześniej zgłosić się do organizatorów.

Przed wejściem na teren pokazu wisiała duża plansza, informująca uczestników co do zasad filmowania zmagań amerykańskiego trenera z koniem. Że nie można filmować. Oczywiście zaraz po rozpoczęciu pracy Chrisa z koniem na maneżu, nikt tej zasady nie przestrzegał.

Pomimo koncentracji, jaką Teksańczyk wkładał w pracę z koniem, poprosił przez mikrofon, aby nie używać kamer i aparatów fotograficznych i aby nagranych już materiałów nie umieszczać w Internecie.
– Utrzymuję z tego moją rodzinę. Moja praca z końmi to jedyne źródło dochodu dla mnie – powiedział, ustawiając na odpowiedniej pozycji konia i „obłaskawiając” jego psychikę. Czyli, mówił i trenował nadal. Nie przerywał spektaklu, a o uszanowanie jego pracy zawodowej poprosił pomiędzy słowami.
Ta sugestia padła tylko raz. Lecz nakręcanie filmów i obiektywy wystrzelone prosto w maneż, nie opadły. Wszystko było kontynuowane, czyli nikt sobie niczego z prośby nie zrobił.

Warto tu zaznaczyć, że trenerzy koni mają w ofercie do sprzedania swoje materiały treningowe. Są one w postaci filmów, książek, dlatego nagrywanie ich podczas pracy jest w pewnym sensie odbieraniem im możliwości zarobku na materiałach szkoleniowych. Jest niekulturalne. Jest okazaniem braku szacunku i tzw. „pirackim uczestnictwem”. Pirackim dlatego, że wyciąga się ze spotkania maksimum, dokonując nawet w pewnym sensie kradzieży intelektualnej. Gdy nadal trwało uwiecznianie tajników zawodu Chrisa Cox’a, przez mikrofon odezwał się Bogusław Sobczuk – aktor, trener jeździectwa, prowadzący akurat tę imprezę.

– Zauważyli państwo, że nasz gość w sposób dyskretny zwrócił uwagę na nieużywanie kamer i aparatów fotograficznych podczas jego występu. Jak widać nie odniosło to skutku, zatem ja powiem już znacznie brutalniej – obowiązuje całkowity zakaz używania kamer i aparatów cyfrowych. I proszę, aby nasz gość nie wyniósł z Polski złego wrażenia o swoich uczestnikach szkolenia – konkludował Sobczuk.

Apel poskutkował w znacznej części. Lecz nie do końca. Gdzieniegdzie pojawiali się „operatorzy”, którzy rozglądając się na boki, czy ich nikt nie widzi (chociaż byli widoczni gołym okiem przez innych oraz samego Chisa Cox’a), zza pazuchy wyciągali swoje sprzęty i, bawiąc się w paparazzich, dokonywali zdjęć i filmów.

Nie było na nich rady, bo wszystko zaczynało przypominać żenującą zabawę w kotka i myszkę. Ale, jak widać, czasami nie ma skrupułów. I kultury. Bo działanie z ukrycia jest u nas powszechnie tolerowane. Cwaniactwo. Bycie „nie fair”. Ma to świadczyć o obrotności. Tyle, że kiedy nie jesteśmy już za „żelazną kurtyną”, przedstawia to marny obraz kulturalnej kondycji naszego społeczeństwa. I to widać zagranicą. Niestety.

Daria Galant

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta