Narzekanie czy złorzeczenie
[w:] "Wyszkowiak" nr 1/2010 z 5 stycznia 2010 r.
Ostatnio przez przypadek moje radio uchwyciło fale Katolickiego Radia „Podlasie". I wykład pewnego księdza, który opowiadał o polskim narzekaniu. Wykład ten dał mi dużo do myślenia. I potwierdził moje od lat obserwowane teorie o pewnych specyficznych cechach naszego narodu.
Ksiądz mówił, że rozmawiał ostatnio z nauczycielką z Włoch, która uczy języka włoskiego w Czechach, na Węgrzech w Rumunii. Uczy również w Polsce. Po bytności w naszym kraju nauczycielka stwierdziła, że nigdzie nie spotkała się z takim narzekaniem i panującym poczuciem beznadziei, jak u nas. Również nie miała złudzeń, co do naszych postaw moralnych.
– „Ciągła ocena postawy Polaków wobec siebie" – podsumowywała włoska lektorka.
Oczywiście znamy to. Te stwierdzenia nie są nam obce. A zauważane przez obcokrajowca, nawet zawstydzają. Bo nadal wydaje nam się, że mamy tylko własne „polskie piekiełko". Wydaje nam się, że „pierzemy brudy w czterech ścianach". Nikt tego, poza nami, nie wie i nie widzi. Taka swoista przemoc w rodzinie, tyle że w rodzinie polskiej. No i swoista krótkowzroczność. I – rzecz jasna – hipokryzja.
Tymczasem wciągnęła nas do siebie rodzina europejska, gdzie niestety nasze niecne zachowania i niecny sposób myślenia – często nie mają jak pozostać w ukryciu.
Skrajne „podkopywanie się", nieumiejętność doceniania się wzajemnie, niechęć do współpracy i niechęć do doceniania działań innych. Krytykanctwo. Wszystko to znamy doskonale.
– „Próbowałam to zrozumieć. Kraj komunistyczny. Przeżył reżim i odosobnienie w Europie. Ale również Czesi, Węgrzy i Rumunii też to przeżyli. Nie ma bardziej narzekającego narodu w całej Europie, niż Polacy" – podsumowała włoska nauczycielka.
Wykład księdza w radiu dotyczył postawy Polaków. Ksiądz motywował to przykładami z religii:
„Pan Jezus nie mógł uczynić w swoim mieście cudu, bo w Nazarecie zabrakło wiary w to”.
Fakt faktem, nasza mentalność również nie pozwala na dokonywanie cudów. Bo nikomu się nie chce. Bo nie ma sensu. Bo nie wypada. Bo kogo to interesuje. Przyznajcie szczerze, ile osób słyszało bądź słyszy notorycznie takie opinie? I to na rozmaite tematy.
„Skoro nic nie przynosisz, jak możesz coś otrzymać?"- zakończył swój radiowy wykład duchowny.
Okazuje się, że otoczenie, w którym wyrastamy, ma ogromny i zasadniczy wpływ na naszą postawę życiową – czy jest ona twórcza, czy nie. W Polsce, jak pewnie sami zauważyliście, żyje się ciężko. Spowodowane to jest mentalnością społeczeństwa, które jest wzajemnie do siebie nieprzychylne i zazdrosne. Dlaczego tak się dzieje?
Ponoć każda z nacji ma swoje właściwe cechy: Niemcy są konsekwentni, Rosjanie artystyczni, Czesi – weseli, ale zamknięci w sobie. Włosi weseli, rodzinni i hałaśliwi. Hiszpanie – leniwi, a Japończycy – wymagający i okrutni.
My, Polacy – zawistni. Dlatego trudno jest tu podjąć tzw. postawę aktywną, skoro wszędzie kłody pod nogami.
Antonii Kępiński – wybitny psychiatra, filozof i humanista, napisał w swojej książce pt. „Melancholia”* takie oto spostrzeżenia:
„Otoczenie, które nie pozwala na realizację własnych planów i marzeń, staje się światem obcym, wrogim, niezrozumiałym. (…) Model kulturowy, który nie zezwala na realizację postawy „nad" (tj. postawy twórczej, przyp. DG). hamuje rozwój człowieka, gdyż człowiek rozwija się w stałej interakcji z otoczeniem, rozwija się dzięki temu, że zmienia otoczenie i sam jest przez nie zmieniany. Skomplikowane stosunki ekonomiczno-społeczne sprawiają, że otoczenie współczesnego człowieka stawia opór nie do przezwyciężenia i zmusza go tym samym do rezygnacji z chęci realizowania swojej postawy twórczej”.
Stąd w naszym narodzie tyle frustracji. Błędne koło wciąż się kręci. Dlatego, drodzy Czytelnicy, postarajmy się je powoli zatrzymywać. Chociażby pokazywaniem na początek jedynie dobrej woli. W przypadku Polaków to krok milowy.
Daria Galant
*Antonii Kepiński: „Melancholia". Wydawnictwo Literackie. Kraków 2001. s. 86
Ksiądz mówił, że rozmawiał ostatnio z nauczycielką z Włoch, która uczy języka włoskiego w Czechach, na Węgrzech w Rumunii. Uczy również w Polsce. Po bytności w naszym kraju nauczycielka stwierdziła, że nigdzie nie spotkała się z takim narzekaniem i panującym poczuciem beznadziei, jak u nas. Również nie miała złudzeń, co do naszych postaw moralnych.
– „Ciągła ocena postawy Polaków wobec siebie" – podsumowywała włoska lektorka.
Oczywiście znamy to. Te stwierdzenia nie są nam obce. A zauważane przez obcokrajowca, nawet zawstydzają. Bo nadal wydaje nam się, że mamy tylko własne „polskie piekiełko". Wydaje nam się, że „pierzemy brudy w czterech ścianach". Nikt tego, poza nami, nie wie i nie widzi. Taka swoista przemoc w rodzinie, tyle że w rodzinie polskiej. No i swoista krótkowzroczność. I – rzecz jasna – hipokryzja.
Tymczasem wciągnęła nas do siebie rodzina europejska, gdzie niestety nasze niecne zachowania i niecny sposób myślenia – często nie mają jak pozostać w ukryciu.
Skrajne „podkopywanie się", nieumiejętność doceniania się wzajemnie, niechęć do współpracy i niechęć do doceniania działań innych. Krytykanctwo. Wszystko to znamy doskonale.
– „Próbowałam to zrozumieć. Kraj komunistyczny. Przeżył reżim i odosobnienie w Europie. Ale również Czesi, Węgrzy i Rumunii też to przeżyli. Nie ma bardziej narzekającego narodu w całej Europie, niż Polacy" – podsumowała włoska nauczycielka.
Wykład księdza w radiu dotyczył postawy Polaków. Ksiądz motywował to przykładami z religii:
„Pan Jezus nie mógł uczynić w swoim mieście cudu, bo w Nazarecie zabrakło wiary w to”.
Fakt faktem, nasza mentalność również nie pozwala na dokonywanie cudów. Bo nikomu się nie chce. Bo nie ma sensu. Bo nie wypada. Bo kogo to interesuje. Przyznajcie szczerze, ile osób słyszało bądź słyszy notorycznie takie opinie? I to na rozmaite tematy.
„Skoro nic nie przynosisz, jak możesz coś otrzymać?"- zakończył swój radiowy wykład duchowny.
Okazuje się, że otoczenie, w którym wyrastamy, ma ogromny i zasadniczy wpływ na naszą postawę życiową – czy jest ona twórcza, czy nie. W Polsce, jak pewnie sami zauważyliście, żyje się ciężko. Spowodowane to jest mentalnością społeczeństwa, które jest wzajemnie do siebie nieprzychylne i zazdrosne. Dlaczego tak się dzieje?
Ponoć każda z nacji ma swoje właściwe cechy: Niemcy są konsekwentni, Rosjanie artystyczni, Czesi – weseli, ale zamknięci w sobie. Włosi weseli, rodzinni i hałaśliwi. Hiszpanie – leniwi, a Japończycy – wymagający i okrutni.
My, Polacy – zawistni. Dlatego trudno jest tu podjąć tzw. postawę aktywną, skoro wszędzie kłody pod nogami.
Antonii Kępiński – wybitny psychiatra, filozof i humanista, napisał w swojej książce pt. „Melancholia”* takie oto spostrzeżenia:
„Otoczenie, które nie pozwala na realizację własnych planów i marzeń, staje się światem obcym, wrogim, niezrozumiałym. (…) Model kulturowy, który nie zezwala na realizację postawy „nad" (tj. postawy twórczej, przyp. DG). hamuje rozwój człowieka, gdyż człowiek rozwija się w stałej interakcji z otoczeniem, rozwija się dzięki temu, że zmienia otoczenie i sam jest przez nie zmieniany. Skomplikowane stosunki ekonomiczno-społeczne sprawiają, że otoczenie współczesnego człowieka stawia opór nie do przezwyciężenia i zmusza go tym samym do rezygnacji z chęci realizowania swojej postawy twórczej”.
Stąd w naszym narodzie tyle frustracji. Błędne koło wciąż się kręci. Dlatego, drodzy Czytelnicy, postarajmy się je powoli zatrzymywać. Chociażby pokazywaniem na początek jedynie dobrej woli. W przypadku Polaków to krok milowy.
Daria Galant
*Antonii Kepiński: „Melancholia". Wydawnictwo Literackie. Kraków 2001. s. 86