Tajemnice rozstajnych dróg
[w:] „Wyszkowiak” nr 42/2010 z 19 października 2010 r.
Trakty, bezdroża, skrzyżowania dróg. Jedne z nich prowadzą ku polanom. Inne do ciemnych i gęstych lasów. Jeszcze inne donikąd. Tak, jak w przyrodzie, tak samo w życiu mamy wiele dróg i zawsze musimy wybrać, którą chcemy pójść. Z reguły idziemy tą, która wydaje nam się najprostsza. Nie wiedzieć dlaczego, ludzie wybierają właśnie drogę najprostszą. Dlatego często schodzą na manowce. Nic nie robią ze swoim życiem. Mówią, że wysiłek jest stresem. Że branie odpowiedzialności za swoje marzenia i ich realizacja jest stresem. Lepiej zatem – ich zdaniem – posiedzieć w domu – w metaforycznym znaczeniu, prowadzać życie przeciętnego zjadacze chleba. Praca, dom, dzieci i narzekanie.
Dwa tygodnie temu miałam spotkanie literackie w Warszawie, na Saskiej Kępie. Jeden z mężczyzn, który znajdował się w kawiarni, gdzie odbywało się owo spotkanie, powiedział ciekawą rzecz o marzeniach:
„Marzenia nigdy nie mogą być zrealizowane. Bo kiedy są zrealizowane, przestają być marzeniami. Traci się wtedy zainteresowanie nimi. Marzenie musi być czymś niedościgłym. Czymś, czego nigdy nie będziemy mogli dotknąć, a o czym marzymy przed zaśnięciem”.
Nie zgodziłam się z nim. Marzenie to coś, co wyznacza oś naszego życia. Jeżeli o czymś marzymy, znaczy to, że mamy ku temu predyspozycje. I być może to jest nasz cel w życiu. Nie mam na myśli tutaj tak zwanych marzeń prostackich. Willi z basenem, samochodu marki luksus, pieniędzy nieskończoną ilość, sławy światowej i uwielbienia tłumu. Mam na myśli coś, co uspokaja nas wewnętrznie. Coś, o czym pomyślimy i robi nam się lekko, bezpiecznie, przyjaźnie. Bez tzw. „spinania się”. To jest marzenie, do którego należy zmierzać wybraną drogą. Stojąc na skrzyżowaniu, przemawiają do nas nasze obawy. Jeżeli wygrają, pójdziemy na skróty.
W moim życiu i w mojej twórczości systematycznie pojawiają się rozstajne drogi. Nie raz stałam na rozstajach, aby dokonać wyboru: którą drogą iść. Bo skrzyżowanie dróg jest momentem ważnym w życiu każdego człowieka. Od tego, co wybierzemy, będzie zależeć nasza droga życiowa. Jaka będzie? Co na niej spotkamy? Kogo? Jaka będzie nam towarzyszyć przyroda wokół. I czy my będziemy do tej drogi należeć, czy będzie ona jedynie pomylonym traktem. Oczywiście, pisząc o tym wszystkim, posługuję się symboliką. To, co nas otacza, jest symboliką przekonań, słów.
Pewien fragment o rozstajnych drogach z powieści „Południca” lubię bardzo. Często, gdy jadę konno, na myśl przywołuje mi się właśnie akurat ten opis. Może za sprawą licznych podroży, które odbyłam po rozstajnych drogach? Nie tylko tych na mapach?
„Piaszczysta droga biegła najpierw koło ściany lasu, potem wpadała w gąszcz sosen, by wyjść w zupełniej pustce tajemniczych zakamarków przyrody, z dala od wszelkich siedlisk ludzkich.
Kobiety szły powoli, pławiąc się w migoczących promieniach ostatków słońca. Co jakiś czas mijały przydrożne kapliczki. Starsze kapliczki były drewniane i butwiejące, z nieproporcjonalnymi sylwetkami świętych, jakby na siłę trzymali się wystruganego niewprawną ręką ludowego rzeźbiarza, rachitycznego konara.
Przy jednej Frasobliwy miał za długie ręce, gdzie indziej głowa świętego Floriana stanowiła dwie trzecie całej postaci.
Ale mijały też nowsze kapliczki. „Od złych ludzi i Południc uchowaj nas Panie”- widniał na kamieniach, zasklepionych murarską zaprawą, nabazgrany białą farbą napis. Nad nim górował metalowy, ciężki krzyż, do którego przytwierdzono żelaznego Chrystusa.
– Kocham rozstaje! – Krzyknęła Anna, rozkładając ręce ku niebu. – Są takie ekscytujące!”
Co zatem magicznego kryją rozstaje dróg i dlaczego przez wieki przypisywano im magiczną moc?
Jeśli znajdziecie czas, to przyjdźcie na rozmowy o rozstajach dwudziestego ósmego października o godzinie osiemnastej do biblioteki miejskiej w Wyszkowie. Ten przed zaduszkowy wieczór poświęćmy rozważaniom o czymś, czego nie da się opisać „szkiełkiem i okiem”.
Daria Galant
Dwa tygodnie temu miałam spotkanie literackie w Warszawie, na Saskiej Kępie. Jeden z mężczyzn, który znajdował się w kawiarni, gdzie odbywało się owo spotkanie, powiedział ciekawą rzecz o marzeniach:
„Marzenia nigdy nie mogą być zrealizowane. Bo kiedy są zrealizowane, przestają być marzeniami. Traci się wtedy zainteresowanie nimi. Marzenie musi być czymś niedościgłym. Czymś, czego nigdy nie będziemy mogli dotknąć, a o czym marzymy przed zaśnięciem”.
Nie zgodziłam się z nim. Marzenie to coś, co wyznacza oś naszego życia. Jeżeli o czymś marzymy, znaczy to, że mamy ku temu predyspozycje. I być może to jest nasz cel w życiu. Nie mam na myśli tutaj tak zwanych marzeń prostackich. Willi z basenem, samochodu marki luksus, pieniędzy nieskończoną ilość, sławy światowej i uwielbienia tłumu. Mam na myśli coś, co uspokaja nas wewnętrznie. Coś, o czym pomyślimy i robi nam się lekko, bezpiecznie, przyjaźnie. Bez tzw. „spinania się”. To jest marzenie, do którego należy zmierzać wybraną drogą. Stojąc na skrzyżowaniu, przemawiają do nas nasze obawy. Jeżeli wygrają, pójdziemy na skróty.
W moim życiu i w mojej twórczości systematycznie pojawiają się rozstajne drogi. Nie raz stałam na rozstajach, aby dokonać wyboru: którą drogą iść. Bo skrzyżowanie dróg jest momentem ważnym w życiu każdego człowieka. Od tego, co wybierzemy, będzie zależeć nasza droga życiowa. Jaka będzie? Co na niej spotkamy? Kogo? Jaka będzie nam towarzyszyć przyroda wokół. I czy my będziemy do tej drogi należeć, czy będzie ona jedynie pomylonym traktem. Oczywiście, pisząc o tym wszystkim, posługuję się symboliką. To, co nas otacza, jest symboliką przekonań, słów.
Pewien fragment o rozstajnych drogach z powieści „Południca” lubię bardzo. Często, gdy jadę konno, na myśl przywołuje mi się właśnie akurat ten opis. Może za sprawą licznych podroży, które odbyłam po rozstajnych drogach? Nie tylko tych na mapach?
„Piaszczysta droga biegła najpierw koło ściany lasu, potem wpadała w gąszcz sosen, by wyjść w zupełniej pustce tajemniczych zakamarków przyrody, z dala od wszelkich siedlisk ludzkich.
Kobiety szły powoli, pławiąc się w migoczących promieniach ostatków słońca. Co jakiś czas mijały przydrożne kapliczki. Starsze kapliczki były drewniane i butwiejące, z nieproporcjonalnymi sylwetkami świętych, jakby na siłę trzymali się wystruganego niewprawną ręką ludowego rzeźbiarza, rachitycznego konara.
Przy jednej Frasobliwy miał za długie ręce, gdzie indziej głowa świętego Floriana stanowiła dwie trzecie całej postaci.
Ale mijały też nowsze kapliczki. „Od złych ludzi i Południc uchowaj nas Panie”- widniał na kamieniach, zasklepionych murarską zaprawą, nabazgrany białą farbą napis. Nad nim górował metalowy, ciężki krzyż, do którego przytwierdzono żelaznego Chrystusa.
– Kocham rozstaje! – Krzyknęła Anna, rozkładając ręce ku niebu. – Są takie ekscytujące!”
Co zatem magicznego kryją rozstaje dróg i dlaczego przez wieki przypisywano im magiczną moc?
Jeśli znajdziecie czas, to przyjdźcie na rozmowy o rozstajach dwudziestego ósmego października o godzinie osiemnastej do biblioteki miejskiej w Wyszkowie. Ten przed zaduszkowy wieczór poświęćmy rozważaniom o czymś, czego nie da się opisać „szkiełkiem i okiem”.
Daria Galant