Pochód stanów emocjonalnych
[w:] „Wyszkowiak” nr 37/2010 z 14 września 2010 r.
Tam, gdzie nie ma szans na powodzenie, pojawia się frustracja. A szanse na powodzenie zmniejszają się tym bardziej, im większa jest owa frustracja. Tworzy się zatem zaklęte koło niepowodzeń. Niepowodzenia te z kolei implikują kolejne niepowodzenia. A kolejne niepowodzenia powodują utratę entuzjazmu.
Kiedy nastąpi utrata entuzjazmu, zaraz po niej kroczy marazm. I bark nadziei.
To pochód stanów emocjonalnych, który przechodzi przez Polskę. Ustawicznie. W te i w tamtą stronę. Od wschodu po zachód. Od północy po południe i znowu z powrotem. A wszystko za sprawą postaw pomiędzy ludźmi, które nie są oparte na jakichkolwiek wartościach niewymiernych.
To, co dzieje się z mentalnością Polaków w dziedzinach współdziałania, działania, organizowania oraz cieszenia się z efektów i rezultatów, jest przypisywane polskim przywarom. Lecz polska mentalność nie tylko wikłana jest w walki powstańczo-wojenne, w komunizm oraz w ciągłe odradzanie się państwa. Bo przecież nie tylko Polacy byli w sytuacjach historycznie strasznych i konfliktowych. Również inne narody, inne kraje. Dlatego polskiego marazmu, niemocy i złośliwości wobec siebie wzajemnie, nie można tłumaczyć ciągle sytuacjami z przeszłości. Złośliwość jest bezinteresowna. I to wszyscy wiemy i wszyscy doświadczamy. Złośliwości towarzyszy rzecz jasna bardzo rozwinięta i pielęgnowana cecha – hipokryzja.
Udawanie, że jest inaczej, niż jest i robienie dobrego PR-u, a działanie na zasadach nie mających nic wspólnego z zasadami, jest u nas rozwinięte do perfekcji. Na przykład: ktoś obiecuje, że komuś coś załatwi. A potem nagle znika i nie pokazuje się. A jeśli ten oszukany znajdzie oszukującego, to oszukujący udaje, że nic nie pamięta i że nic się nie stało. W ten sposób może z powodzeniem znowu odgrywać rolę „napastowanego” przez szaleńca. Byłam kiedyś świadkiem sytuacji, gdy pewien reżyser proponował pewnemu człowiekowi świetną pracę.
– Jesteś za dobry, aby być tylko zwykłym ochroniarzem – mówił z przekonaniem. – W Warszawie mógłbyś ochraniać najlepszych aktorów i aktorki. Masz to jak w banku. Zadzwoń do mnie we wtorek. Ja już skontaktuję cię z innymi.
Człowiek był zachwycony własnym szczęściem. Spotkać taką szansę…
– Zwalniam się ze swojej pracy – mówił. Proponowałam, aby tego nie robił. Od początku miałam wrażenie, że to wszystko, to jedynie tzw. efekciarstwo. Lecz człowiek uwierzył. I nie tylko zrobił sobie nadzieję, ale też się zwolnił. Ku mojemu zdziwieniu – od razu!
Tymczasem wspaniałomyślny reżyser nie odzywał się. Ani we wtorek. Ani później. Okazało się też, że nie odbiera telefonu od przyszłej gwiazdy ochroniarstwa, w której widział taki potencjał podczas wspólnego spotkania.
– Kiedyś się w końcu do niego dodzwoniłem, korzystając z innego numeru telefonu – opowiadał potem ochroniarz – tłumaczył pokrętnie, że trochę się pozmieniało, że trudno teraz coś załatwić…
A sam ochroniarz w tym czasie przeżył jeden z bardzo trudnych swoich okresów życia: bez pracy, pieniędzy i z nadzieją, która od samego początku nadzieją na lepsze jutro nie była, a jedynie perfidnym oszustwem.
– Dzwonienie i czekanie, to straszne. Tym bardziej, kiedy czujesz, że coś się robi nie tak, że coś zaczyna się źle dziać…– wyznaje.
Kiedyś spotkałam tego reżysera. Przez przypadek na planie pewnego filmu, w którym udział brał jeden z moich koni.
– Dlaczego oszukałeś wtedy tego człowieka? – zapytałam, bo historię tę ciągle mam w głowie.
– Ja? No co ty! Sam się narzucał, to musiałem mu coś powiedzieć, aby go spławić. Nigdy bym nikogo nie wystawił – odparł bez zmrożenia oka.
I tu pojawia się kolejna kwestia „manipulacja”. Manipulacja, czyli przeinaczanie i przeobrażanie sytuacji, faktów, słów na swoją korzyść. Wykrzywianie rzeczywistości. Też cecha, która w naszym narodzie jest bardzo akceptowana.
Daria Galant
Kiedy nastąpi utrata entuzjazmu, zaraz po niej kroczy marazm. I bark nadziei.
To pochód stanów emocjonalnych, który przechodzi przez Polskę. Ustawicznie. W te i w tamtą stronę. Od wschodu po zachód. Od północy po południe i znowu z powrotem. A wszystko za sprawą postaw pomiędzy ludźmi, które nie są oparte na jakichkolwiek wartościach niewymiernych.
To, co dzieje się z mentalnością Polaków w dziedzinach współdziałania, działania, organizowania oraz cieszenia się z efektów i rezultatów, jest przypisywane polskim przywarom. Lecz polska mentalność nie tylko wikłana jest w walki powstańczo-wojenne, w komunizm oraz w ciągłe odradzanie się państwa. Bo przecież nie tylko Polacy byli w sytuacjach historycznie strasznych i konfliktowych. Również inne narody, inne kraje. Dlatego polskiego marazmu, niemocy i złośliwości wobec siebie wzajemnie, nie można tłumaczyć ciągle sytuacjami z przeszłości. Złośliwość jest bezinteresowna. I to wszyscy wiemy i wszyscy doświadczamy. Złośliwości towarzyszy rzecz jasna bardzo rozwinięta i pielęgnowana cecha – hipokryzja.
Udawanie, że jest inaczej, niż jest i robienie dobrego PR-u, a działanie na zasadach nie mających nic wspólnego z zasadami, jest u nas rozwinięte do perfekcji. Na przykład: ktoś obiecuje, że komuś coś załatwi. A potem nagle znika i nie pokazuje się. A jeśli ten oszukany znajdzie oszukującego, to oszukujący udaje, że nic nie pamięta i że nic się nie stało. W ten sposób może z powodzeniem znowu odgrywać rolę „napastowanego” przez szaleńca. Byłam kiedyś świadkiem sytuacji, gdy pewien reżyser proponował pewnemu człowiekowi świetną pracę.
– Jesteś za dobry, aby być tylko zwykłym ochroniarzem – mówił z przekonaniem. – W Warszawie mógłbyś ochraniać najlepszych aktorów i aktorki. Masz to jak w banku. Zadzwoń do mnie we wtorek. Ja już skontaktuję cię z innymi.
Człowiek był zachwycony własnym szczęściem. Spotkać taką szansę…
– Zwalniam się ze swojej pracy – mówił. Proponowałam, aby tego nie robił. Od początku miałam wrażenie, że to wszystko, to jedynie tzw. efekciarstwo. Lecz człowiek uwierzył. I nie tylko zrobił sobie nadzieję, ale też się zwolnił. Ku mojemu zdziwieniu – od razu!
Tymczasem wspaniałomyślny reżyser nie odzywał się. Ani we wtorek. Ani później. Okazało się też, że nie odbiera telefonu od przyszłej gwiazdy ochroniarstwa, w której widział taki potencjał podczas wspólnego spotkania.
– Kiedyś się w końcu do niego dodzwoniłem, korzystając z innego numeru telefonu – opowiadał potem ochroniarz – tłumaczył pokrętnie, że trochę się pozmieniało, że trudno teraz coś załatwić…
A sam ochroniarz w tym czasie przeżył jeden z bardzo trudnych swoich okresów życia: bez pracy, pieniędzy i z nadzieją, która od samego początku nadzieją na lepsze jutro nie była, a jedynie perfidnym oszustwem.
– Dzwonienie i czekanie, to straszne. Tym bardziej, kiedy czujesz, że coś się robi nie tak, że coś zaczyna się źle dziać…– wyznaje.
Kiedyś spotkałam tego reżysera. Przez przypadek na planie pewnego filmu, w którym udział brał jeden z moich koni.
– Dlaczego oszukałeś wtedy tego człowieka? – zapytałam, bo historię tę ciągle mam w głowie.
– Ja? No co ty! Sam się narzucał, to musiałem mu coś powiedzieć, aby go spławić. Nigdy bym nikogo nie wystawił – odparł bez zmrożenia oka.
I tu pojawia się kolejna kwestia „manipulacja”. Manipulacja, czyli przeinaczanie i przeobrażanie sytuacji, faktów, słów na swoją korzyść. Wykrzywianie rzeczywistości. Też cecha, która w naszym narodzie jest bardzo akceptowana.
Daria Galant