Zapiski z pragnień
[w:] "Wyszkowiak" nr 4/2010 z 26 stycznia 2010 r.
Skończyłam właśnie czytanie powieści nadesłanych na konkurs literacki organizowany na Dolnym Śląsku. Nagrodą ma być publikacja najlepszej z powieści przez wydawnictwo i rozpowszechnienie jej w Polsce.
Reguły są ścisłe – jak w każdym konkursie. Twórcy mieli dostarczyć materiał literacki, oznaczony godłem. A my – czyli tak zwane jury – mieliśmy ocenić i wybrać najlepszą.
Dla mnie uczestnictwo w tym konkursie niespodziewanie nabrało o wiele głębszego znaczenia. Mogłam bowiem przyjrzeć się wyobrażeniom ludzi piszących o otaczającym świecie. Spojrzeć na problemy, które ich trapią. Na ich marzenia. Na pragnienia, z jakimi zmagają się.
Na przykładzie przeczytanych powieści, wnioski można snuć rozmaite. Jedna z nich opowiada o człowieku, który znalazł dom swojego życia. Historia domu jest tłem wydarzeń. Jego byli mieszkańcy mają swoje dobre i złe chwile w tym miejscu. Bohatera również nie omija ten dualizm życiowy. Poddany skrajnym wydarzeniom – od szczęścia, aż do utraty wzroku, a potem znowu do szczęścia przy boku znalezionej i następnie ukochanej kobiety – pokazuje nasze podstawowe pragnienia duszy: miłość, dom i siłę życiową. Pragnienia, które tzw. literatura profesjonalna spłaszcza i trywializuje.
Inna z konkursowych powieści opisuje losy młodej matki, która rodzi chore dziecko. Z dzieckiem przechodzi przez gehennę szpitali i bezdusznych ludzi. Przechodzi tez zawód miłosny. Porzuca ją mąż, który nie wytrzymuje presji bycia rodzicem chorego noworodka.
Szereg odczuć, kolorowe pragnienia bliskości, walka z życiem, rodzenie się szlachetności i ponownie miłości, lecz u boku nowego partnera, który rozumie i wspiera w przechodzeniu ze smutku na stronę radości. Ile zastanowienia nad losem człowieka wywołała we mnie ta fabuła.
Wśród komercji i bylejakości dzisiejszego życia, powstałe coś niezwykle ważnego, nie poddane jeszcze tzw. „zapotrzebowaniom”. Powstają zapiski z pragnień.
Twórcy, którzy wystartowali w tym swoistym literackim wyścigu o wydruk książki, pierwszy raz stykając się z powieścią do upublicznienia mają jeszcze w sobie czystość treści. Nie piszą pod „zamówienie”. Nie piszą, aby robić wrażenie na czytelnikach. Treści płyną z głębi ich serc. Z głębi przeżyć. Z doświadczeń, o których zawsze się myślało, że w końcu kiedyś dostąpią zaszczytu opisania.
To takie miłe uczucie, zagłębiać się w lekturę puchnącą od refleksji. Nie zawsze opisanych, ale odczuwanych. Chociaż niektóre z powieści miały swoje słabości, czy to stylistyczne, czy fabularne, jednak ich rytm prawdy, rytm serca pozwalał na uniesienia i podróż w zapomniany świat. Tym zapomnianym światem jest przecież świat naszych wyobrażeń. Moment, kiedy dajemy upust emocjom.
I tu spostrzegłam prawdę o nas samych. Czytając czułam się, jakbym słuchała ludzkiej opowieści. O lękach. Pragnieniach. Ujętych w poetycki język skojarzeń.
Uświadomiłam sobie, że przez wiele lat przeróżnych lektur tak mocno nie odczuwałam powrotu do autentycznych uczuć. A przecież literatura powinna wyzwalać w człowieku coś nadzwyczajnego. Ma sprawić, że poczuje się inaczej. Zmieni się choćby na chwilę. Na tym bowiem polega magia świata powieści.
Po komercji, jaką serwuje telewizja, po modzie na trywialne życia VIP-ów, po szybkości, w jaką wpycha nas współczesny pęd życia – nagle zastanowienie. Z kart amatorskich powieści płynęły słowa. Nie zawsze idealnie skrojone. Nie zawsze na miarę literackich uniesień w starym balzakowskim stylu. Lecz szczere. Pełne naiwności, jaka pozwala umieć zachwycić się życiem. I – co bardzo ważne – zostawiające ślad w sercu. Rzadką dziś przypadłość.
Miłość. Dom. Siła życiowa. To archetypy, które nosimy w sobie jako dzieci, potem młodzi ludzie. Zanim nie zagłuszy ich pogoń za pieniądzem, sławą i władzą nad drugim człowiekiem.
Wtedy następuje zła roszada. Miłość zastępuje władza nad drugim człowiekiem. Dom zastępuje pogoń za pieniądzem a siła życiowa koncentruje się na słowie „sława”. Stajemy się puści wewnątrz. Droga powrotna do młodzieńczej naiwności jest coraz bardziej kręta. Tragedią jest, gdy znika z horyzontu. Starajmy się zatem tą naiwność pielęgnować.
Daria GalantSkończyłam właśnie czytanie powieści nadesłanych na konkurs literacki organizowany na Dolnym Śląsku. Nagrodą ma być publikacja najlepszej z powieści przez wydawnictwo i rozpowszechnienie jej w Polsce.
Reguły są ścisłe – jak w każdym konkursie. Twórcy mieli dostarczyć materiał literacki, oznaczony godłem. A my – czyli tak zwane jury – mieliśmy ocenić i wybrać najlepszą.
Dla mnie uczestnictwo w tym konkursie niespodziewanie nabrało o wiele głębszego znaczenia. Mogłam bowiem przyjrzeć się wyobrażeniom ludzi piszących o otaczającym świecie. Spojrzeć na problemy, które ich trapią. Na ich marzenia. Na pragnienia, z jakimi zmagają się.
Na przykładzie przeczytanych powieści, wnioski można snuć rozmaite. Jedna z nich opowiada o człowieku, który znalazł dom swojego życia. Historia domu jest tłem wydarzeń. Jego byli mieszkańcy mają swoje dobre i złe chwile w tym miejscu. Bohatera również nie omija ten dualizm życiowy. Poddany skrajnym wydarzeniom – od szczęścia, aż do utraty wzroku, a potem znowu do szczęścia przy boku znalezionej i następnie ukochanej kobiety – pokazuje nasze podstawowe pragnienia duszy: miłość, dom i siłę życiową. Pragnienia, które tzw. literatura profesjonalna spłaszcza i trywializuje.
Inna z konkursowych powieści opisuje losy młodej matki, która rodzi chore dziecko. Z dzieckiem przechodzi przez gehennę szpitali i bezdusznych ludzi. Przechodzi tez zawód miłosny. Porzuca ją mąż, który nie wytrzymuje presji bycia rodzicem chorego noworodka.
Szereg odczuć, kolorowe pragnienia bliskości, walka z życiem, rodzenie się szlachetności i ponownie miłości, lecz u boku nowego partnera, który rozumie i wspiera w przechodzeniu ze smutku na stronę radości. Ile zastanowienia nad losem człowieka wywołała we mnie ta fabuła.
Wśród komercji i bylejakości dzisiejszego życia, powstałe coś niezwykle ważnego, nie poddane jeszcze tzw. „zapotrzebowaniom”. Powstają zapiski z pragnień.
Twórcy, którzy wystartowali w tym swoistym literackim wyścigu o wydruk książki, pierwszy raz stykając się z powieścią do upublicznienia mają jeszcze w sobie czystość treści. Nie piszą pod „zamówienie”. Nie piszą, aby robić wrażenie na czytelnikach. Treści płyną z głębi ich serc. Z głębi przeżyć. Z doświadczeń, o których zawsze się myślało, że w końcu kiedyś dostąpią zaszczytu opisania.
To takie miłe uczucie, zagłębiać się w lekturę puchnącą od refleksji. Nie zawsze opisanych, ale odczuwanych. Chociaż niektóre z powieści miały swoje słabości, czy to stylistyczne, czy fabularne, jednak ich rytm prawdy, rytm serca pozwalał na uniesienia i podróż w zapomniany świat. Tym zapomnianym światem jest przecież świat naszych wyobrażeń. Moment, kiedy dajemy upust emocjom.
I tu spostrzegłam prawdę o nas samych. Czytając czułam się, jakbym słuchała ludzkiej opowieści. O lękach. Pragnieniach. Ujętych w poetycki język skojarzeń.
Uświadomiłam sobie, że przez wiele lat przeróżnych lektur tak mocno nie odczuwałam powrotu do autentycznych uczuć. A przecież literatura powinna wyzwalać w człowieku coś nadzwyczajnego. Ma sprawić, że poczuje się inaczej. Zmieni się choćby na chwilę. Na tym bowiem polega magia świata powieści.
Po komercji, jaką serwuje telewizja, po modzie na trywialne życia VIP-ów, po szybkości, w jaką wpycha nas współczesny pęd życia – nagle zastanowienie. Z kart amatorskich powieści płynęły słowa. Nie zawsze idealnie skrojone. Nie zawsze na miarę literackich uniesień w starym balzakowskim stylu. Lecz szczere. Pełne naiwności, jaka pozwala umieć zachwycić się życiem. I – co bardzo ważne – zostawiające ślad w sercu. Rzadką dziś przypadłość.
Miłość. Dom. Siła życiowa. To archetypy, które nosimy w sobie jako dzieci, potem młodzi ludzie. Zanim nie zagłuszy ich pogoń za pieniądzem, sławą i władzą nad drugim człowiekiem.
Wtedy następuje zła roszada. Miłość zastępuje władza nad drugim człowiekiem. Dom zastępuje pogoń za pieniądzem a siła życiowa koncentruje się na słowie „sława”. Stajemy się puści wewnątrz. Droga powrotna do młodzieńczej naiwności jest coraz bardziej kręta. Tragedią jest, gdy znika z horyzontu. Starajmy się zatem tą naiwność pielęgnować.
Daria Galant
Reguły są ścisłe – jak w każdym konkursie. Twórcy mieli dostarczyć materiał literacki, oznaczony godłem. A my – czyli tak zwane jury – mieliśmy ocenić i wybrać najlepszą.
Dla mnie uczestnictwo w tym konkursie niespodziewanie nabrało o wiele głębszego znaczenia. Mogłam bowiem przyjrzeć się wyobrażeniom ludzi piszących o otaczającym świecie. Spojrzeć na problemy, które ich trapią. Na ich marzenia. Na pragnienia, z jakimi zmagają się.
Na przykładzie przeczytanych powieści, wnioski można snuć rozmaite. Jedna z nich opowiada o człowieku, który znalazł dom swojego życia. Historia domu jest tłem wydarzeń. Jego byli mieszkańcy mają swoje dobre i złe chwile w tym miejscu. Bohatera również nie omija ten dualizm życiowy. Poddany skrajnym wydarzeniom – od szczęścia, aż do utraty wzroku, a potem znowu do szczęścia przy boku znalezionej i następnie ukochanej kobiety – pokazuje nasze podstawowe pragnienia duszy: miłość, dom i siłę życiową. Pragnienia, które tzw. literatura profesjonalna spłaszcza i trywializuje.
Inna z konkursowych powieści opisuje losy młodej matki, która rodzi chore dziecko. Z dzieckiem przechodzi przez gehennę szpitali i bezdusznych ludzi. Przechodzi tez zawód miłosny. Porzuca ją mąż, który nie wytrzymuje presji bycia rodzicem chorego noworodka.
Szereg odczuć, kolorowe pragnienia bliskości, walka z życiem, rodzenie się szlachetności i ponownie miłości, lecz u boku nowego partnera, który rozumie i wspiera w przechodzeniu ze smutku na stronę radości. Ile zastanowienia nad losem człowieka wywołała we mnie ta fabuła.
Wśród komercji i bylejakości dzisiejszego życia, powstałe coś niezwykle ważnego, nie poddane jeszcze tzw. „zapotrzebowaniom”. Powstają zapiski z pragnień.
Twórcy, którzy wystartowali w tym swoistym literackim wyścigu o wydruk książki, pierwszy raz stykając się z powieścią do upublicznienia mają jeszcze w sobie czystość treści. Nie piszą pod „zamówienie”. Nie piszą, aby robić wrażenie na czytelnikach. Treści płyną z głębi ich serc. Z głębi przeżyć. Z doświadczeń, o których zawsze się myślało, że w końcu kiedyś dostąpią zaszczytu opisania.
To takie miłe uczucie, zagłębiać się w lekturę puchnącą od refleksji. Nie zawsze opisanych, ale odczuwanych. Chociaż niektóre z powieści miały swoje słabości, czy to stylistyczne, czy fabularne, jednak ich rytm prawdy, rytm serca pozwalał na uniesienia i podróż w zapomniany świat. Tym zapomnianym światem jest przecież świat naszych wyobrażeń. Moment, kiedy dajemy upust emocjom.
I tu spostrzegłam prawdę o nas samych. Czytając czułam się, jakbym słuchała ludzkiej opowieści. O lękach. Pragnieniach. Ujętych w poetycki język skojarzeń.
Uświadomiłam sobie, że przez wiele lat przeróżnych lektur tak mocno nie odczuwałam powrotu do autentycznych uczuć. A przecież literatura powinna wyzwalać w człowieku coś nadzwyczajnego. Ma sprawić, że poczuje się inaczej. Zmieni się choćby na chwilę. Na tym bowiem polega magia świata powieści.
Po komercji, jaką serwuje telewizja, po modzie na trywialne życia VIP-ów, po szybkości, w jaką wpycha nas współczesny pęd życia – nagle zastanowienie. Z kart amatorskich powieści płynęły słowa. Nie zawsze idealnie skrojone. Nie zawsze na miarę literackich uniesień w starym balzakowskim stylu. Lecz szczere. Pełne naiwności, jaka pozwala umieć zachwycić się życiem. I – co bardzo ważne – zostawiające ślad w sercu. Rzadką dziś przypadłość.
Miłość. Dom. Siła życiowa. To archetypy, które nosimy w sobie jako dzieci, potem młodzi ludzie. Zanim nie zagłuszy ich pogoń za pieniądzem, sławą i władzą nad drugim człowiekiem.
Wtedy następuje zła roszada. Miłość zastępuje władza nad drugim człowiekiem. Dom zastępuje pogoń za pieniądzem a siła życiowa koncentruje się na słowie „sława”. Stajemy się puści wewnątrz. Droga powrotna do młodzieńczej naiwności jest coraz bardziej kręta. Tragedią jest, gdy znika z horyzontu. Starajmy się zatem tą naiwność pielęgnować.
Daria GalantSkończyłam właśnie czytanie powieści nadesłanych na konkurs literacki organizowany na Dolnym Śląsku. Nagrodą ma być publikacja najlepszej z powieści przez wydawnictwo i rozpowszechnienie jej w Polsce.
Reguły są ścisłe – jak w każdym konkursie. Twórcy mieli dostarczyć materiał literacki, oznaczony godłem. A my – czyli tak zwane jury – mieliśmy ocenić i wybrać najlepszą.
Dla mnie uczestnictwo w tym konkursie niespodziewanie nabrało o wiele głębszego znaczenia. Mogłam bowiem przyjrzeć się wyobrażeniom ludzi piszących o otaczającym świecie. Spojrzeć na problemy, które ich trapią. Na ich marzenia. Na pragnienia, z jakimi zmagają się.
Na przykładzie przeczytanych powieści, wnioski można snuć rozmaite. Jedna z nich opowiada o człowieku, który znalazł dom swojego życia. Historia domu jest tłem wydarzeń. Jego byli mieszkańcy mają swoje dobre i złe chwile w tym miejscu. Bohatera również nie omija ten dualizm życiowy. Poddany skrajnym wydarzeniom – od szczęścia, aż do utraty wzroku, a potem znowu do szczęścia przy boku znalezionej i następnie ukochanej kobiety – pokazuje nasze podstawowe pragnienia duszy: miłość, dom i siłę życiową. Pragnienia, które tzw. literatura profesjonalna spłaszcza i trywializuje.
Inna z konkursowych powieści opisuje losy młodej matki, która rodzi chore dziecko. Z dzieckiem przechodzi przez gehennę szpitali i bezdusznych ludzi. Przechodzi tez zawód miłosny. Porzuca ją mąż, który nie wytrzymuje presji bycia rodzicem chorego noworodka.
Szereg odczuć, kolorowe pragnienia bliskości, walka z życiem, rodzenie się szlachetności i ponownie miłości, lecz u boku nowego partnera, który rozumie i wspiera w przechodzeniu ze smutku na stronę radości. Ile zastanowienia nad losem człowieka wywołała we mnie ta fabuła.
Wśród komercji i bylejakości dzisiejszego życia, powstałe coś niezwykle ważnego, nie poddane jeszcze tzw. „zapotrzebowaniom”. Powstają zapiski z pragnień.
Twórcy, którzy wystartowali w tym swoistym literackim wyścigu o wydruk książki, pierwszy raz stykając się z powieścią do upublicznienia mają jeszcze w sobie czystość treści. Nie piszą pod „zamówienie”. Nie piszą, aby robić wrażenie na czytelnikach. Treści płyną z głębi ich serc. Z głębi przeżyć. Z doświadczeń, o których zawsze się myślało, że w końcu kiedyś dostąpią zaszczytu opisania.
To takie miłe uczucie, zagłębiać się w lekturę puchnącą od refleksji. Nie zawsze opisanych, ale odczuwanych. Chociaż niektóre z powieści miały swoje słabości, czy to stylistyczne, czy fabularne, jednak ich rytm prawdy, rytm serca pozwalał na uniesienia i podróż w zapomniany świat. Tym zapomnianym światem jest przecież świat naszych wyobrażeń. Moment, kiedy dajemy upust emocjom.
I tu spostrzegłam prawdę o nas samych. Czytając czułam się, jakbym słuchała ludzkiej opowieści. O lękach. Pragnieniach. Ujętych w poetycki język skojarzeń.
Uświadomiłam sobie, że przez wiele lat przeróżnych lektur tak mocno nie odczuwałam powrotu do autentycznych uczuć. A przecież literatura powinna wyzwalać w człowieku coś nadzwyczajnego. Ma sprawić, że poczuje się inaczej. Zmieni się choćby na chwilę. Na tym bowiem polega magia świata powieści.
Po komercji, jaką serwuje telewizja, po modzie na trywialne życia VIP-ów, po szybkości, w jaką wpycha nas współczesny pęd życia – nagle zastanowienie. Z kart amatorskich powieści płynęły słowa. Nie zawsze idealnie skrojone. Nie zawsze na miarę literackich uniesień w starym balzakowskim stylu. Lecz szczere. Pełne naiwności, jaka pozwala umieć zachwycić się życiem. I – co bardzo ważne – zostawiające ślad w sercu. Rzadką dziś przypadłość.
Miłość. Dom. Siła życiowa. To archetypy, które nosimy w sobie jako dzieci, potem młodzi ludzie. Zanim nie zagłuszy ich pogoń za pieniądzem, sławą i władzą nad drugim człowiekiem.
Wtedy następuje zła roszada. Miłość zastępuje władza nad drugim człowiekiem. Dom zastępuje pogoń za pieniądzem a siła życiowa koncentruje się na słowie „sława”. Stajemy się puści wewnątrz. Droga powrotna do młodzieńczej naiwności jest coraz bardziej kręta. Tragedią jest, gdy znika z horyzontu. Starajmy się zatem tą naiwność pielęgnować.
Daria Galant