Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 31 stycznia 2025 r., imieniny Marceliny, Piotra



Tajemnica zniknięcia Wandy

[w:] „Wyszkowiak” nr 35/2010 z 31 sierpnia 2010 r.
Nie wiem, z jakiego powodu, bo przecież ani w mediach ostatnio o tym się nie mówi, ani nie ma żadnej rocznicy, zaczęłam myśleć o naszej sławnej nie tylko w Polsce, ale przede wszystkim na świecie, Wandzie Rutkiewicz (1943-1992).
Zawsze podziwiałam Wandę zarówno za jej determinację w zdobywaniu gór, jak i jako człowieka. Była sympatyczna i dobra dla ludzi, chociaż w owym czasie można o niej mówić, że pełniła rolę gwiazdy. Wspomnienie Wandy i jej tajemnicy życia oraz śmierci powróciła do mnie i nie opuszcza. Być może dlatego, aby przypomnieć Państwu jej postać i aby jej historia nie odeszła w zapomnienie, szczególnie dla młodego pokolenia. Dla pokolenia, które kojarzy kobiecy alpinizm z Martyną Wojciechowską, zdobywającą szczyty i propagującą swoje osiągnięcia, jako filozofię alpinistyczną. Odbywa się to jednak w oparciu o medialny show, który nie jest istotą alpinizmu. Bo istotą alpinizmu jest… samotność. I lęk. Tymczasem alpinistyczny show to obecność kamer, helikopterów, drogiego sponsoringu.

A może Wanda Rutkiewicz pojawiła się w moje głowie właśnie teraz za sprawą anomalii pogodowych, które ostatnio nawiedzają Polskę i świat?
Nawałnice niszczące domy, gospodarstwa, pozbawiające ludzi dobytku życia. Trąby powietrzne, które w ostatni weekend przeszły przez Mazowsze w okolicach Garwolina, pokazały, jak żywioł w mgnieniu oka rozprawia się z tym, co człowiek stworzył. A może w ten sposób Żywioł rozprawia się również z ludzkim życiem?

Pamiętam wywiad telewizyjny z alpinistką, tuż przed jej wymarszem na Pięć Wielkich Skarbnic Śniegu – jak brzmi w tybetańskim tłumaczeniu Kanczendzandze (8586 m.n.p.m), szczyt we wschodnich Himalajach – kiedy powiedziała:
- Samotność w górach jest i ciekawa i przerażająca. Ulega się różnym halucynacjom dźwiękowym. Człowiek uczy się pokory bycia z samym życiem. Bez ludzi.

Szczyt Pięć Wielkich Skarbnic Śniegu znany jest wśród alpinistów z ogromnych opadów śniegu. Przed Wandą Rutkiewicz szczyt ten zdobyła alpinistka Ginet Harrisson. Niestety, rok od zdobycia zginęła przy wchodzeniu na siódmą co do wielkości górę świata Dhaulagiri.

Istnieje niepisana legenda, dotycząca Kanczendzandze. Mówi o tym, że szczyt ten nie lubi kobiet. I… historia alpinizmu na to wskazuje. Nie wiadomo do dziś, czy Wanda Rutkiewicz weszła na szczyt i czy go zdobyła. Ostatnim człowiekiem, który ją widział przy życiu (ciała alpinistki nigdy nie znaleziono), był Meksykanin uczestniczący w ich ekspedycji. Według jego relacji od początku dnia polska alpinistka czuła się źle. Była odwodniona i wyczerpana. Ustaliła z meksykańskim alpinistą, że się rozdzielą. Mężczyzna wszedł na szczyt sam i kiedy schodził z powrotem, na ostatniej bazie spotkał Wandę, przygotowującą się do wejścia.

Zbliżała się noc i alpinistka sama miała ją spędzić już w rejonie samego szczytu lub na nim. Wyposażona była jedynie w marną pałatkę. Nie miała odpowiedniego sprzętu, aby przenocować w śniegach. Ponoć mówiła, że da sobie radę. Tam się pożegnali. Meksykanin widział, że przed nocą, kiedy Wanda zniknęła na horyzoncie, rozszalała się burza śnieżna.
– Gdy tylko wyszła z bazy, warunki atmosferyczne natychmiast się pogorszyły – relacjonował.
Wyglądało to tak, jakby los już przeznaczył rolę tej nocy dla wszystkich bohaterów wydarzeń: przyrody, Wandy i Pięciu Wielkim Skarbnicom Śniegu.
Matka Wandy Rutkiewicz uważała długo, że jej córka żyje. Twierdziła, że zeszła z drugiej strony szczytu i ukryła się w jakiejś tybetańskiej wiosce.
Zaginęła 12 maja 1992 r.

Daria Galant

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta