Najbliższych 5 miesięcy
(Zam: 27.08.2019 r., godz. 14.06)Skala sukcesu zjednoczonej prawicy w wyborach do parlamentu europejskiego jest zaskakująca. Różnica aż 7 punktów procentowych między wynikiem obozu rządzącego a opozycją to prawdziwy pogrom przeciwników, oznacza bowiem odwrócenie sytuacji sprzed 5 lat, kiedy łączne siły budujące dzisiejszą Koalicję Europejską miały radykalną przewagę nad PiS i Solidarną Polską.
Widząc zdolność obozu rządzącego do reakcji na zmieniającą się sytuację, a także mądrą politykę w wielu ważnych obszarach przewidywałem to zwycięstwo w moich felietonach, choć nie sądziłem, że będzie ono miało taką skalę. Nie robią na mnie od dawna żadnego wrażenia pohukiwania KODziarzy, dzika propaganda „Gazety Wyborczej” i TVN-u, fałszywe sondaże Newsweeków, ani wojny ideologiczne rozpętywane przez samorządowców Platformy Obywatelskiej lub niemieckie, choć polskojęzyczne media. Również agresywne i jednostronne felietony naszych PSL-owców w lokalnej prasie mnie tylko śmieszą. Zarówno bowiem pan europoseł Kalinowski pisujący do „Nowego Wyszkowiaka”, jak i pan od Palikota udający nadal posła mają styl gazetowo-wyborczy, a polski lud jest przywiązany do prostych wartości i z michnikowszczyzną nie ma i nie będzie miał nic wspólnego.
Przyczyny tego zwycięstwa są dość oczywiste. Z jednej strony Polacy pozytywnie ocenili stabilność gospodarczą naszej ojczyzny, umiejętne pozyskiwanie przez rząd funduszy do budżetu przez radykalne ograniczenie luki VAT-owskiej i ambitne programy socjalne, wdrożone w minionych ponad 3 latach rządów. Z drugiej, odpowiedzią totalnej opozycji zamiast prezentacji jakiegoś programu alternatywnego było wywołanie ideologicznej, neomarksistowskiej wojny, w której coraz wyraźniej i śmielej atakowane jest wszystko co polskie, włącznie z wiarą i kościołem katolickim. Myślę, że jeszcze długo będzie dyskutowany dylemat, czy Donald Tusk, uruchamiając swojego podopiecznego, pana Jażdżewskiego podczas wystąpienia na Uniwersytecie Warszawskim świadomie wzmocnił ofensywę ideologiczną, zadając tym samym śmiertelny cios Grzegorzowi Schetynie, czy też realizuje w ten sposób twarde i bardziej długofalowe wytyczne swoich mocodawców i jest jedynie popychadłem Makreli i Makarona. A może jedno i drugie? Niezależnie od wniosków dla wielu komentatorów, w tym dziennikarzy związanych z opozycją nie ulega wątpliwości, że rozpętanie wojny ideologicznej to jedna z przyczyn porażki Koalicji Europejskiej. Zdumiewająca jest dla mnie miałkość intelektualna wielu osób wspierających aktywnie totalną, a raczej totalitarną opozycję. Przy czym nie mówię jedynie o celebrytach typu Olbrychski, Stuhr, czy Janda, których popisy pogardy dla „polskiego bydła”, czyli PiS-owskiego elektoratu dawno przekroczyły granice śmieszności. Po wyborach oglądałem w TV, co rzadko mi się zdarza, dyskusję z udziałem salonowego socjologa, prof. Ireneusza Krzemińskiego. Przez swoje ideologiczne zacietrzewienie wyraźnie odstawał in minus poziomem od pozostałych dyskutantów. Jeżeli takich doradców ma totalitarna opozycja, to nie dziwię się, że ciągle przegrywają.
Co mnie bardzo cieszy, w obozie zwycięzców jest radość, ale nie ma triumfalizmu. Wyraziło się to w wystąpieniu Jarosława Kaczyńskiego tuż po ogłoszeniu pierwszych prognoz wyborczych po zamknięciu lokali. Mówił, że dzisiejszą władzę czeka ciężka praca do wyborów parlamentarnych. W podobnym tonie było wiele innych wypowiedzi polityków obozu rządzącego. Uważam, że to jest najwłaściwszy z możliwych kierunków. Obóz niepodległościowy ma dziś na szczęście prawdziwego lidera, który właściwie diagnozuje sytuację polityczną, zarówno wewnętrzną, jak i zewnętrzną. I choć nie brakuje w nim ludzi słabych, miernych, a nawet pospolitych kombinatorów (casus Misiewicza), to jednak dzięki silnemu przywództwu potrafił się oczyścić, naprawić błędy i pójść do przodu. Jest to właściwe podejście – pokora i konsekwentna praca powinna jednak zostać wzmocniona zaktualizowanym, mądrym programem na przyszłą kadencję. Mam jednak wielką obawę o realizację tych postulatów. W mojej ocenie walka o Polskę, która rozegra się przed jesiennymi wyborami będzie dla zjednoczonej prawicy bardzo trudna. A jej znaczenie jest kolosalne, bowiem wszystkie zmiany dokonane przez rządzących w ostatnich trzech latach opierają się na bardzo kruchych podstawach i po zwycięstwie współczesnej targowicy zostaną cofnięte błyskawicznie. Nie zawsze zdają sobie z tego sprawę osoby popierające „dobrą zmianę”. Widzę w tych środowiskach wiele lekkomyślności, wzrost radykalizmu i myślenie wg schematu wszystko albo nic. To bardzo niebezpieczne w połączeniu z ostatnim niewątpliwym sukcesem wyborczym, który może w przyszłości demobilizować twardą część elektoratu zjednoczonej prawicy, a także osoby bezpośrednio zaangażowane w kampanię wyborczą. Do tego trudno zakładać, że nasza współczesna targowica zawsze będzie tak głupia i zadufana w sobie, jak przed wyborami prezydenckimi z pamiętnego roku 2015, czy też ostatnimi, do europarlamentu. Choć fakty, które podała „Gazeta Wyborcza” o ostatniej kampanii Koalicji Europejskiej pod kierownictwem pana Kierwińskiego z PO zdumiewają ze względu na przedszkolne wręcz błędy, to osobiście nie wierzę, że to się ponownie powtórzy. Pomimo bardzo ważnego, kolejnego z rzędu zwycięstwa zjednoczonej prawicy mam obawy o jesienne wybory, bowiem logiczne przegrupowanie totalitarnej opozycji jest możliwe i jeżeli zbiegnie się z demobilizacją w obozie niepodległościowym, to przegrana jest, niestety, bardzo prawdopodobna.
Marek Głowacki
Przyczyny tego zwycięstwa są dość oczywiste. Z jednej strony Polacy pozytywnie ocenili stabilność gospodarczą naszej ojczyzny, umiejętne pozyskiwanie przez rząd funduszy do budżetu przez radykalne ograniczenie luki VAT-owskiej i ambitne programy socjalne, wdrożone w minionych ponad 3 latach rządów. Z drugiej, odpowiedzią totalnej opozycji zamiast prezentacji jakiegoś programu alternatywnego było wywołanie ideologicznej, neomarksistowskiej wojny, w której coraz wyraźniej i śmielej atakowane jest wszystko co polskie, włącznie z wiarą i kościołem katolickim. Myślę, że jeszcze długo będzie dyskutowany dylemat, czy Donald Tusk, uruchamiając swojego podopiecznego, pana Jażdżewskiego podczas wystąpienia na Uniwersytecie Warszawskim świadomie wzmocnił ofensywę ideologiczną, zadając tym samym śmiertelny cios Grzegorzowi Schetynie, czy też realizuje w ten sposób twarde i bardziej długofalowe wytyczne swoich mocodawców i jest jedynie popychadłem Makreli i Makarona. A może jedno i drugie? Niezależnie od wniosków dla wielu komentatorów, w tym dziennikarzy związanych z opozycją nie ulega wątpliwości, że rozpętanie wojny ideologicznej to jedna z przyczyn porażki Koalicji Europejskiej. Zdumiewająca jest dla mnie miałkość intelektualna wielu osób wspierających aktywnie totalną, a raczej totalitarną opozycję. Przy czym nie mówię jedynie o celebrytach typu Olbrychski, Stuhr, czy Janda, których popisy pogardy dla „polskiego bydła”, czyli PiS-owskiego elektoratu dawno przekroczyły granice śmieszności. Po wyborach oglądałem w TV, co rzadko mi się zdarza, dyskusję z udziałem salonowego socjologa, prof. Ireneusza Krzemińskiego. Przez swoje ideologiczne zacietrzewienie wyraźnie odstawał in minus poziomem od pozostałych dyskutantów. Jeżeli takich doradców ma totalitarna opozycja, to nie dziwię się, że ciągle przegrywają.
Co mnie bardzo cieszy, w obozie zwycięzców jest radość, ale nie ma triumfalizmu. Wyraziło się to w wystąpieniu Jarosława Kaczyńskiego tuż po ogłoszeniu pierwszych prognoz wyborczych po zamknięciu lokali. Mówił, że dzisiejszą władzę czeka ciężka praca do wyborów parlamentarnych. W podobnym tonie było wiele innych wypowiedzi polityków obozu rządzącego. Uważam, że to jest najwłaściwszy z możliwych kierunków. Obóz niepodległościowy ma dziś na szczęście prawdziwego lidera, który właściwie diagnozuje sytuację polityczną, zarówno wewnętrzną, jak i zewnętrzną. I choć nie brakuje w nim ludzi słabych, miernych, a nawet pospolitych kombinatorów (casus Misiewicza), to jednak dzięki silnemu przywództwu potrafił się oczyścić, naprawić błędy i pójść do przodu. Jest to właściwe podejście – pokora i konsekwentna praca powinna jednak zostać wzmocniona zaktualizowanym, mądrym programem na przyszłą kadencję. Mam jednak wielką obawę o realizację tych postulatów. W mojej ocenie walka o Polskę, która rozegra się przed jesiennymi wyborami będzie dla zjednoczonej prawicy bardzo trudna. A jej znaczenie jest kolosalne, bowiem wszystkie zmiany dokonane przez rządzących w ostatnich trzech latach opierają się na bardzo kruchych podstawach i po zwycięstwie współczesnej targowicy zostaną cofnięte błyskawicznie. Nie zawsze zdają sobie z tego sprawę osoby popierające „dobrą zmianę”. Widzę w tych środowiskach wiele lekkomyślności, wzrost radykalizmu i myślenie wg schematu wszystko albo nic. To bardzo niebezpieczne w połączeniu z ostatnim niewątpliwym sukcesem wyborczym, który może w przyszłości demobilizować twardą część elektoratu zjednoczonej prawicy, a także osoby bezpośrednio zaangażowane w kampanię wyborczą. Do tego trudno zakładać, że nasza współczesna targowica zawsze będzie tak głupia i zadufana w sobie, jak przed wyborami prezydenckimi z pamiętnego roku 2015, czy też ostatnimi, do europarlamentu. Choć fakty, które podała „Gazeta Wyborcza” o ostatniej kampanii Koalicji Europejskiej pod kierownictwem pana Kierwińskiego z PO zdumiewają ze względu na przedszkolne wręcz błędy, to osobiście nie wierzę, że to się ponownie powtórzy. Pomimo bardzo ważnego, kolejnego z rzędu zwycięstwa zjednoczonej prawicy mam obawy o jesienne wybory, bowiem logiczne przegrupowanie totalitarnej opozycji jest możliwe i jeżeli zbiegnie się z demobilizacją w obozie niepodległościowym, to przegrana jest, niestety, bardzo prawdopodobna.
Marek Głowacki
Napisz komentarz
- Komentarze naruszające netykietę nie będą publikowane.
- Komentarze promujące własne np. strony, produkty itp. nie będą publikowane.
- Za treść komentarza odpowiada jego autor.
- Regulamin komentowania w serwisie wyszkowiak.pl