Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 20 kwietnia 2024 r., imieniny Agnieszki, Teodora



„Po roku przerwy mam ogromny głód ciężarów”

(Zam: 25.03.2015 r., godz. 17.06)

W ubiegłym tygodniu porozmawialiśmy z Hubertem Sztorcem – czołowym zawodnikiem świata w wyciskaniu sztangi leżąc.

Wyszkowiak: Czym aktualnie się zajmujesz – trwają przygotowania do zawodów czy jeszcze odpoczywasz po kontuzji?
Hubert Sztorc:
– Rozpocząłem przygotowania do Pucharu Polski, który odbędzie się 31 maja w Nasielsku. Co prawda, są jeszcze Mistrzostwa Polski, które zostaną rozegrane w marcu, jednak miałem zbyt długą przerwę po kontuzji. Forma już jest niezła, niestety nie mam kompletnego sprzętu do wyciskania, więc na tę chwilę spokojnie przygotowuję się do majowego pucharu.

Skąd wynika ta przerwa i ile ona trwała?
– Tuż po Mistrzostwach Europy w 2014 r. odniosłem kontuzję barków oraz w mniejszym stopniu pleców. Potrzebowałem sporo czasu, bo prawie półtora roku, aby dojść do siebie.

Jak doszło do kontuzji?
– Przy dużej masie mięśniowej, w moim przypadku blisko 130 kg wagi, trening na wysokich obciążeniach powoduje przykurcze mięśniowe. Niestety, nie było to rozmasowywane w odpowiednim czasie, wiadomo – nie podlegam żadnemu specjalnemu programowi rehabilitacji i fizjoterapii, więc cały ten koszt jest pokrywany moimi środkami.

Aktualnie do jakiego poziomu doszedłeś?
– Trzy miesiące temu wróciłem do treningów i taka decyzja nie stanowiła większego problemu. Problem pojawia się przy dużych obciążeniach, które towarzyszą temu treningowi, a wiadomo – im bliżej zawodów, tym więcej kilogramów na sztandze. W ubiegłym tygodniu na treningu podchodziłem pod 320 kg. Muszę przyznać, że nie wycisnąłem do końca, jednak już było nieźle. Bez problemu wyciskam 305 kg, a docelowym ciężarem będzie 350 kg, co jednocześnie będzie moim rekordem życiowym.

Jaki wynik dawał pierwsze miejsce w ubiegłym roku w Pucharze Polski?
– W mojej kategorii muszę się z tym liczyć, że 300 kg to za mało na pierwsze miejsce, nawet przy 320 kg może zabraknąć do złotego medalu. Mam konkurenta, który rok temu wycisnął 320 kg na Mistrzostwach Europy. Jest dużo cięższy ode mnie, ale startujemy w tej samej, najcięższej kategorii. Takie wyniki oznaczają, że jesteśmy poziomem pierwszej dziesiątki światowej.

Jak wyglądał powrót do formy?
– Do poziomu 80% ogólnej formy doszedłem w pięć tygodni. Jeżeli nie ma problemów z bólem, to kwestia powrotu do formy nie stanowi problemu. Ciężar treningu odczuwa się na stawach i mięśniach – szczególnie w moim przypadku. Mój poważny trening zaczyna się tam, gdzie kończy wyciskanie amatorskie do 200 kg.

Istnieją kontuzje, które eliminują zawodnika z dalszej kariery?
– Każda kontuzja może wyeliminować zawodnika na bardzo długi czas. Miałem wytartą przednią część barku, a dokładniej przednią część stawu. To wykluczyło mnie z zawodów na ponad rok. Mogłem wrócić wcześniej, ale to wiąże się ogromnymi kosztami fizjoterapii. Odpowiadając na Twoje pytanie powiem tak: możesz złamać rękę, ona prawidłowo się zrośnie, ale przy większych ciężarach zaczniesz odczuwać ból. Wtedy jednostka bólu jest tak silna, że jesteś wykluczony z tego sportu. Gdy na początku trenowałem w Pułtusku, trener Szymkowiak powiedział, że będzie dobrze jeśli z nas stu zostanie jeden. Dodałbym tylko, że jest dobrze, gdy na pięćset osób zostanie jeden.

Ile kosztuje przygotowanie do najbliższych zawodów?
– Muszę wymienić sprzęt, czyli koszulki, kostium do wyciskania, buty – tylko to jest kosztem trzech bądź czterech tysięcy złotych. Do tego dochodzi suplementacja, czyli koszt około czterech tysięcy. Bardzo dużo pomagają mi koledzy – Rafał Racki oraz Adam Ruciński – dwa dobre duchy mojego sportu, którzy są ze mną. Wiedzą, na czym polega asekuracja, która powinna być na najwyższym poziomie. Najważniejsze, że mam codzienny dostęp do profesjonalnego sprzętu, który znajduje się na siłowni GYM4U.

Aktywnie uczestniczysz w rozwoju tego sportu. Współorganizujesz zawody w wyciskaniu sztangi leżąc – kiedy możemy spodziewać się następnej edycji?
– Wspólnie z właścicielami siłowni planujemy zorganizować kolejne zawody już na wiosnę. Każda edycja jest bardziej profesjonalna niż poprzednia, mocno się rozwijamy. Zawsze są sponsorzy, którzy zapewniają nagrody. Najważniejsze, że jest dobra wola i zawody na stałe wpisały się w kalendarz siłowni.

Zauważasz zwiększenie zainteresowania sportem?
– W Wyszkowie dużo ludzi wyciska i to nawet bardzo dobre ciężary, jednak problem pojawia się na zawodach. Gdy ktoś nie jest pretendentem do zwycięstwa, to zazwyczaj nie będzie startował w zawodach. Brakuje ducha rywalizacji. Dla mnie nieistotne jest to, że ktoś wyciska mniej niż inni zawodnicy. Ważne, że podszedł i zdobył doświadczenie. To jest sport dla osób cierpliwych, wytrwałych oraz silnych osobowością.

Ilu aktualnie trenujesz zawodników?
– Pod względem profesjonalnego treningu oraz uczestnictwa w zawodach trenuję Rafała Rackiego i Adama Rucińskiego. Rozpocząłem współpracę również z Piotrem Trześniewskim-Trycem. W jego przypadku zajmuje się rozwojem fizycznym, czyli siłą oraz dynamiką. Nasza praca idzie w coraz lepszym kierunku – Piotrek jest szybszy, bardziej dynamiczny i przede wszystkim silniejszy.

Jak zaczęła się ta współpraca?
– Specjalizuje się w mięśniach – wiem, jaki trening stymuluje wskazaną partię mięśni i jaki będzie tego efekt. Współpraca zaczęła się od tego, że na moim treningu pojawił się Paweł Deluga – naszą pracę powtórzyliśmy dziesięć razy, następnie sprawdził rezultat podczas walki sparingowej. Efekty były zadowalające, więc Paweł stwierdził, że Piotrek też powinien spróbować treningów ze mną. Później był wywiad i dokumentacja filmowa, dzięki której przeanalizowałem jego walki. Na samym końcu rozpisałem plan treningów.

Masz plany zakończenia kariery?
– Mam trzydzieści pięć lat i nadzieję, że dociągnę do pięćdziesiątki. Tak na poważnie – nie planuje już. Planowałem, że odpuszczę jak zdobędę mistrza Polski. Później – skończę jak podniosę 300 kg. Wiadomo – nadal jestem w grze. Po roku przerwy mam ogromny głód ciężarów. Im dalej od nich jestem, tym bardziej mnie do nich ciągnie. To jest moja pasja życiowa, ale też styl życia. Rodzina to wszystko zaakceptowała.

Co sądzisz o zwolnieniach z wf-u?
– Znam lekarzy, który nie tolerują takich zwolnień, jednak winą obarczam rodziców. Są takie sytuacje „mamo, boli mnie głowa i noga” – wtedy rodzic idzie do lekarza i prosi o zwolnienie twierdząc, że nauczyciel wychowania fizycznego zbyt wiele wymaga. Nie ukrywajmy – poziom w wielkich szkołach, gdzie jest sala gimnastyczna czy orlik jest odpowiedni, ale w mniejszych szkołach… jest znacznie gorzej. Nauczyciele powinni zachęcać do uprawiania sportu, a rodzice angażować się w rozwój swoich dzieci. W Polsce panuje dziwna tendencja – farmakologia, a nie ruch.

Jakie dyscypliny sportowe powinno wspierać miasto?
– Każdą. Jeżeli mamy trenera tenisa – stwórzmy sekcję tenisa, wspierajmy ten sport. Jeżeli znajdzie się trener od lekkoatletyki – dajmy mu taką możliwość, rozwijajmy zainteresowanie sportem. Nie możemy dzielić dyscyplin na lepsze i gorsze. Na straży musi stać osoba kompetentna, która zainteresuje się każdym tematem i każdą propozycją. Brakuje mi zaangażowania.

Kilka słów na koniec?
– Na sam koniec chciałbym podziękować wspomnianym chłopakom – Adamowi Rucińskiemu oraz Rafałowi Rackiemu za wsparcie i pomoc. Podziękowania należą się również właścicielom siłowni GYM4U – Dominikowi Ładzie oraz Michałowi Deludze.
Rozmawiał: P.T.

Napisz komentarz

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta