Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 28 marca 2024 r., imieniny Anieli, Sykstusa



Wyjazd pod specjalnym nadzorem. Czyli Marsz Niepodległości 2014

(Zam: 19.11.2014 r., godz. 16.46)

Na Marsz Niepodległości jeżdżę regularnie od 2011 r. Na marszach zawsze „coś” się działo. W tym roku byłem nastawiony optymistycznie. Trasa była bardzo neutralna, nie było żadnych kontrowersyjnych miejsc po drodze. Miałem przeczucie, że to będzie wzorcowy marsz, czyli przejście z punktu A do punktu B, śpiewanie patriotycznych pieśni, żywiołowe wykrzykiwanie haseł, a to wszystko w świetle setek czerwonych rac.

Na koniec przemówienia, a dla najwytrwalszych koncert. Do ostatniej chwili nie wiedziałem jak dotrę na marsz.

Dzień przed zdecydowałem, że wybiorę się tam z Młodzieżą Wszechpolską. Wyjazd zaplanowany był na godzinę 12.30, ale zbiórka przewidziana była na godzinę 12.15, gdyż obawiano się policyjnej kontroli, która mogłaby opóźnić wyjazd. Gdy przyszedłem na przystanek, było już sporo osób. Moją uwagę przykuł pan z kamerą. Pomyślałem sobie że wszechpolacy nieźle to wszystko zorganizowali i będzie relacja wideo z wyjazdu. Niestety, mój entuzjazm został dość szybko przytłumiony, gdy dowiedziałem się, że to wyszkowska policja złożyła nam wizytę. Trafiłem akurat na moment wydawania dowodów tożsamości, które uprzednio zebrano od wszystkich zgromadzonych. Część osób nie zdawała sobie w ogóle sprawy z tego, że są spisywani przez policję i myśleli, że to element organizacyjny wyjazdu. Nie rozumiem, po co robić tak szczegółową dokumentację wyjazdu? Czy każdego uczestnika marszu traktuje się jako potencjalnego bandytę? Rozumiem sprawdzanie stanu technicznego autobusu czy trzeźwość kierowcy, ale taka inwigilacja to przesada. Na szczęście obyło się bez rewizji osobistej. Wyjechaliśmy z Wyszkowa zadowoleni i trochę podekscytowani zbliżającym się marszem. Niestety, tuż przed Niegowem zostaliśmy zatrzymani do następnej kontroli. I ja się pytam, po co? Czy nie można było przeprowadzić jednej kontroli przy wyjeździe? A może policja nie ma ze sobą łączności? Albo ja nie jest w stanie ogarnąć tak skomplikowanej sprawy jak powiadomienie swoich kolegów, że ten autobus był już raz kontrolowany? Szczęśliwie kontrola nie trwała długo, nie kazano nam nawet wysiadać z autobusu, żadnej bomby też nie znaleźli, więc ruszyliśmy dalej. Po pewnym czasie zorientowaliśmy się, że nowo poznani policjanci z Wyszkowa jadą za nami! Nie wiem czy mieli takie polecenie, czy może po służbie postanowili przejść się z nami w marszu. Przed godziną 15.00 stawiliśmy się na miejsce zbiórki (rondo Romana Dmowskiego). Jak co roku był tam tłum ludzi. Chwilę po godzinie 15.00 zaczęły się przemówienia. Z racji tego, że staliśmy dość daleko od głośników i słychać było tylko co drugie słowo, bacznie przyglądałem się zgromadzonym ludziom. Byli tam zarówno ludzie starsi, jak i całkiem młodzi, całe rodziny, ludzie z wózkami, regionalne koła Młodzieży Wszechpolskiej, kibice itp. W tłumie dostrzegłem także naszych „kolegów” z wyszkowskiej Komendy Policji. Pan policjant i pani policjantka uważnie obserwowali naszą grupę. Wyglądali na miłych i nie narzucali się, więc nie przejmowałem się zbytnio ich obecnością. Fajnie, że policja też wysyła swoją delegację w tak ważne święto i to na marsz organizowany przez obywateli dla obywateli, a nie prezydencki marsz dla urzędników, gdzie raczej takowej delegacji można się było spodziewać. Marsz przechodził powoli ulicami Warszawy. Było spokojnie, momentami nawet nudnawo, gdyż tłum nie podnosił okrzyków zbyt ochoczo. Nasi „towarzysze” szli dyskretnie acz wytrwale za naszą grupą, by po kilkudziesięciu minutach dołączyć do nas i już oficjalnie stać się częścią naszej wycieczki. Pod koniec trasy po zejściu z Mostu Poniatowskiego, tuż przed Rondem Waszyngtona, Marsz Niepodległości został zatrzymany. Staliśmy w miejscu jakieś 20 minut, aż doszły do nas informacje, że doszło do starć z policją na czele marszu. Co ciekawe, dowiedzieliśmy się, że znaczna część uczestników jest już pod sceną i czeka na wystąpienia. Przez następne kilkanaście minut przeszliśmy może z 10 metrów. Z tyłu pojawiła się policja, z przodu dochodziło do jakiś starć. Z lewej strony mieliśmy wysoki na około 3 metry płot otaczający stadion narodowy, natomiast z prawej strony kolejny oddział policji. Słyszeliśmy też ciągłe komunikaty „Prosimy osoby postronne, posłów, senatorów i kobiety w ciąży o opuszczenie zgromadzenia”. No jasne, my jesteśmy postronni, nie chcemy bić się z policją, nie po to tu przyjechaliśmy! Problem w tym, że nie mieliśmy możliwości opuszczenia zgromadzenia, byliśmy odcięci, dookoła tłum zdezorientowanych osób oraz ogromne problemy z dodzwonieniem się do bliskich z racji zakłóceń sygnału. Ludzie więc stali i czekali na dalszy rozwój wypadków. Po chwili usłyszeliśmy drugi komunikat „policja nie ponosi odpowiedzialności materialnej, za szkody powstałe w mieniu w wyniku użycia środków przymusu bezpośredniego”. Jeden z organizatorów, który intonował okrzyki podczas przemarszu, wydzierał się przez mikrofon „To legalne zgromadzenie, nie macie prawa nas zatrzymywać”, „Przepuście nas chamy!”. Sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli. Atmosfera była bardzo napięta, ludzie byli zmęczeni długim staniem. Na twarzach coraz większej ilości ludzi malowało się zdenerwowanie i zniesmaczenie całą sytuacją. Zapewne wiele osób planowało nie zostawać na przemówienia, tylko wrócić do domów, przecież na następny dzień trzeba wstać do pracy, nikt jednak przez długi czas nie mógł ruszyć się z miejsca. Nie powinny więc nikogo dziwić niecenzuralne słowa kierowane w stronę policji, nad którymi tak ubolewał później rzecznik komendanta głównego policji pan Mariusz Sokołowski. Policja cały czas nacierała w naszą stronę, próbując rozpędzić grupę zadymiarzy, za pomocą armatek wodnych i gazu pieprzowego. Znakomicie zachowała się straż marszu, która oddzieliła tych „wojowników” od reszty marszu. Tu policja miała bardzo dobrą okazję, by opanować sytuację. Wystarczyło wejść z boku do odciętych od reszty marszu awanturników i zrobić tym samym miejsce dla uwięzionych ludzi. Zamiast tego policyjne oddziały napierały na tłum. I tu rodzi się pytanie: czy nasza policja jest aż tak nieudolna, że w liczbie 15 000 nie potrafi opanować grupy kilkuset zadymiarzy? A może te działania były celowe? Może komuś zależy na tym, żeby młodzi ludzie (ponieważ głównie tacy szli w tym marszu), którym zależy na Polsce, byli odbierani przez społeczeństwo jak bydło, które zjeżdża się co roku na 11 listopada tylko po to, żeby wyrywać barierki, palić przystanki i rzucać brukiem w policję? Przy tak ogromnym nakładzie pieniężnym na ochronę marszu (przypominam 15 000 uzbrojonych po zęby funkcjonariuszy, armatki wodne, hektolitry gazu pieprzowego, oddziały konne, helikoptery, drony i Bóg jeden wie, co jeszcze) opanowanie kilkuset osobowej grupy zadymiarzy powinno zająć od kilku do kilkunastu minut zwłaszcza w sytuacji, gdy owi chuligani stoją naprzeciwko policji odcięci od samego marszu. Były z nami osoby niepełnoletnie, więc sytuacja była naprawdę niepokojąca. Chcieliśmy się stamtąd wydostać. Tutaj znowu zadziałała straż marszu, która odgrodziła nas nie tylko od zadymiarzy, ale także do nacierających wprost na nas policjantów. Utworzoną przez straż marszu ścieżką przeszliśmy pod scenę. Byliśmy zmęczeni, głodni ale i szczęśliwi, że udało się wyjść z tego bez szwanku. Wysłuchaliśmy przemówień i organizatorzy wyjazdu zarządzili powrót. Miałem wrażenie, że reprezentacja wyszkowskiej policji miała ochotę zostać jeszcze na koncert. My mieliśmy jednak dość emocji jak na jeden dzień. Jako że wyszkowska policja była na tyle miła, żeby wskazać nam najkrótszą drogę do autobusu organizatorzy odwdzięczyli im się podwózką do samochodu, który zaparkowany był kilka kilometrów dalej. Na koniec organizatorzy wyszkowskiego wyjazdu zarządzili popas w McDonald’s. Nasi opiekunowie najwyraźniej także zgłodnieli, gdyż zajechali tam razem z nami. Ciekawe, co by zrobili, gdyby w planach wyjazdu było także kino albo aquapark?
Jan Wiszowaty

Napisz komentarz

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta