Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 28 marca 2024 r., imieniny Anieli, Sykstusa



„Siła człowieka zaczyna się w głowie”

(Zam: 30.07.2014 r., godz. 16.53)

Piotr Trześniewski-Tryc (28 l.) jest instruktorem kickboxingu, oraz trenerem Boot Camp (treningów na powietrzu). Od najmłodszych lat jego pasją były sztuki walki. Brał udział w wielu mistrzostwach, pucharach, potem na galach i w końcu rozpoczął karierę zawodową.

Jego największy sukces to zeszłoroczny Puchar Polski K-1 oraz Puchar Świata Austrian Classics, który zdobył w tym roku. Swoje osiągnięcia zawdzięcza ciężkiej pracy i wytrwałości, jak twierdzi „marzenia się nie spełniają, marzenia się spełnia”.

„Wyszkowiak”: Standardowo zacznę od pytania – skąd wzięła się u Ciebie ta pasja?
Piotr Trześniewski-Tryc: Jako dziecko lubiłem oglądać filmy z bohaterami, którzy efektywnie walczyli – Chuck Norris, Jan Claude van Damme, Jackie Chan, Steven Seagal, Bruce Lee. Poszedłem na trening z ciekawości, od zawsze byłem aktywny fizycznie.

Opcją było też wybrać się na siłownię, dlaczego nie zdecydowałeś się iść w tym kierunku?
- Siłownia sama w sobie jest bardzo nudna. Trzeba liczyć powtórzenia, serie, mierzyć się tu i tam, żeby sprawdzić efekty. Zdecydowanie wolę mój sport.

Potrafisz znokautować niejednego osiłka, czy kiedykolwiek wykorzystałeś swoje umiejętności, by komuś zaimponować?
- Demonstrowanie siły jest w porządku, jeśli robi się to na zawodach typu strong man, czy podnoszenie ciężarów. Jeżeli chodzi o inne rodzaje demonstracji pod tytułem: bicie słabszego, czy różne rodzaje przemocy, uważam, że to głupota. Jeśli człowiek zna swoją wartość, tym bardziej ktoś, kto regularnie rozwija swoje ciało, nie wykorzystuje jej w beznadziejny sposób i umie obejść się bez robienia krzywdy.

Też tak uważam. Powiedz, jakie było Twoje pierwsze osiągnięcie?
- W 2002 roku zdobyłem Mistrzostwo Makroregionu Łódzkiego Karate Ponadstylowego, miałem wtedy 16 lat.

Opisz, jak wszystko się zaczęło.
- Pierwszy raz znalazłem się na sali treningowej karate u Andrzeja Grajczyka w wieku 7 lat i tam odbyłem pierwszy trening. Karate kyokushin to fantastyczna sztuka walki, którą polecam każdemu dziecku. Kształtuje motorykę, wzmacnia całe ciało, pomaga również hartować ducha, uczy szacunku do starszych, do przyrody. To takie lekcje harmonii, wszystko ma swój czas i miejsce. Kultura na wschodzie oparta jest na szacunku do starszych, zachowana jest pewna hierarchia, to samo dotyczy zajęć karate. Dopiero po latach doceniam to, że jako dziecko mogłem wyjeżdżać ze starszymi kolegami i obserwować naturę, rywalizować i rozwijać swoje umiejętności. Im byłem starszy, tym więcej rozumiałem i zdobywałem kolejne stopnie uczniowskie. Dzięki tym zajęciom odkryłem, że ciało ludzkie jest uzależnione od umysłu, a siła każdego człowieka zaczyna się w głowie.

Jak podsumowałbyś wydarzenia ze swojego życia, minionych lat?
- Moja droga była dość zawiła. W okresie dorastania byłem raczej niesforny i chodziłem własnymi ścieżkami. Dzisiaj patrzę wstecz i uśmiecham się do tych szczeniackich wybryków. Myślę, że dużą cierpliwością musiał się wykazać mój kolejny trener Paweł Deluga, kiedy zacząłem trenować kickboxing. W tamtym czasie nie byłem zbyt posłuszny. Nadszedł taki dzień, kiedy zrozumiałem, że mam jedno życie, a czas płynie bardzo szybko i jeśli chcę osiągnąć coś naprawdę dużego, muszę zacząć działać na 100 procent.

Kiedy mam okazję rozmawiać ze sportowcami, zawsze pytam o kontuzje, bo jak się okazuje większości tych osób przydarzyły się naprawdę poważne wypadki, z których udało im się wykaraskać i mimo zagrożenia utraty zdrowia lub nawet życia, dalej kontynuują swoją pasję. Jak to wygląda u Ciebie?
- Często zdarzają mi się stłuczenia, siniaki, czasem naciągnięcia i inne. Poważnym urazem w moim przypadku okazał się złamany kąt żuchwy. Wydawało mi się, że to już koniec, przestanę walczyć i czas zająć się czymś innym. Takie momenty próbują zdominować życie sportowca czarnymi scenariuszami. Na szczęście bliscy ludzie, rodzina, trener i drużyna są po to, aby wspierać w trudnych chwilach. Wyszedłem z tego, dziękuję przyjaciołom za otuchę, cieszę się życiem i możliwością kontynuowania walk w ringu.

Co stanowi dla Ciebie największą motywację do działania?
- Motywują mnie ludzie. Gdyby nasza wspaniała polska władza wspierała sportowców, nasz kraj mógłby się poszczycić nie tylko wodoszczelnymi stadionami, ale ludźmi z pasją, walecznymi, utalentowanymi i dającymi od siebie „coś” więcej, „coś” ponad. Tym czymś w moim mniemaniu jest wiara we własne możliwości, pokazanie że chociaż jest ciężko – da się! Zwykły Kowalski chce widzieć autorytet, chce móc czerpać pozytywne informacje, bo dobrze wie, że sam musi ciężko pracować – sport jest dla niego odskocznią. Ten Kowalski to moja motywacja. Chcę, żeby Polska wstała z kolan, Kowalski też może uwierzyć w siebie, może mieć lepsze życie. Zadaniem sportu jest tworzyć coś dobrego, wielkiego, a nie patrzeć z zazdrością na to jakim samochodem jeździ sąsiad. To mnie najbardziej motywuje do działania, chcę łączyć, nie dzielić.

Podczas rywalizacji każdy chce być najlepszy, wiadomo, nie zawsze jednak się to udaje, czy porażki są dla Ciebie druzgocące? A może jesteś z siebie zadowolony za każdym razem pomimo wszystko?
- Jestem tylko człowiekiem i mam swoje słabości, nie jestem w stanie wszystkiego przewidzieć. Czasami jestem przygotowany do zawodów w najlepszy możliwy sposób, a przed samym turniejem coś pójdzie nie po mojej myśli i wszystko może się posypać. Często jestem z siebie niezadowolony, bez względu na osiągnięty wynik.

Jak wyglądają przygotowania do turnieju i sam turniej z Twojej perspektywy?
- Turnieje mogą trwać nawet do 3 dni, można stoczyć max 3 walki dziennie, każdy pojedynek to 3x2minuty. Rano ważenie, po kilku godzinach odprawa i losowanie przeciwników. Potem rozpoczynają się zawody, trzeba pilnować swojej kolejności. Na zawodach jesteśmy drużyną, pomagamy sobie rozgrzewać się, szukamy sprzętu dla kolegów i dbamy, aby niczego nie brakowało im w narożniku. Jeśli walczę na gali, mam określony czas na przygotowanie, bo wiem którą mam walkę. Moim obowiązkiem jest się dobrze rozgrzać i być skupionym, nic innego nie powinno mnie interesować. Tu liczy się technika, serce do walki, umiejętność oceny w czasie i przestrzeni, wyczucie rywala, pamięć, koncentracja, słuchanie narożnika, precyzja, pewność siebie, panowanie nad emocjami.

O czym myślisz bezpośrednio przed walką?
- Wyobrażam sobie, jakbym był w bańce mydlanej, w której znajduje się ring. Muszę być bardzo skupiony, żeby nie dotknąć krawędzi. Tylko ring, ja, mój rywal i robota do wykonania. Z rywalami wolę trzymać się na dystans. Za chwilę będziemy rywalizować, to nie jest szukanie przyjaźni. Zawodnicy spotykają się na ringu, żeby zaprezentować swoje umiejętności i odporność na stres. Można być lepiej przygotowanym od rywala, a i tak dostać łomot. Podczas starcia ważnych jest wiele rzeczy, wystarczy że nie zagra jakiś element i cała sztuka może runąć. Tu nie ma budki suflera i można wylądować na deskach.

Masz swoje własne triki, sztuczki, zasady, którymi kierujesz się podczas zawodów, aby wygrać?
- Uważam, że nie ma co się rozbijać mocno w pierwszych walkach. Należy walczyć bardziej asekuracyjnie, dozować siłę, żeby być świeżym w kolejnych pojedynkach. Jednak zdarzają się też przeciwnicy lubiący ostro napierać, wtedy należy walczyć bez oszczędzania energii. Są różne triki – można mieć ulubione spodenki albo przeżegnać się przed pojedynkiem. Ilu zawodników, tyle magicznych sztuczek. Ja na przykład na szczęście przechodzę pod linami.

Czy kickboxing to zajęcie dla każdego?
- Jak najbardziej, każdy może trenować rekreacyjnie, ale nie każdy nadaje się do konfrontacji w ringu. Kto jest kim, weryfikuje czas i chęci danego człowieka. Jeśli osoba trenująca nie chce walczyć przy publiczności, nie ma co jej do tego zmuszać.

Czego nauczyłeś się ze swych sportowych doświadczeń? Przydarzyła Ci się kiedykolwiek sytuacja, która stanowiła dla Ciebie jakąś lekcję?
- Przed walką w Holandii dowiedziałem się, że mój przeciwnik jest o wiele młodszy ode mnie. Pomyślałem sobie, że to mój atut i wyszedłem do walki z aroganckim nastawieniem. Mój rywal okazał się dobrym wojownikiem, przegrałem na punkty uznając jego wyższość. Od tamtej pory mam respekt do każdego, kto stoi po drugiej stronie ringu. Nie ma miejsca na ignorancję.

Przychodzi Ci do głowy jakaś nietypowa sytuacja związana z pasją? Coś zabawnego, niemiłego czy dziwnego?
- Kiedyś wróciłem do domu w ochraniaczach na zęby, byłem tak zaaferowany treningiem.
O czym marzysz?
- O tym, aby zawalczyć w Glory - najbardziej prestiżowej federacja kickboxingu.

Chciałabyś coś dodać na koniec?
- Należy pamiętać, że każdy jest kowalem własnego losu. Nikt nie zmieni świata za Ciebie, to Ty jesteś odpowiedzialny za swoje życie. Wystarczy, że się rozejrzysz. Sens życia jest bliżej niż Ci się wydaje.
Rozmawiała
Paulina Dąbrowska

Komentarze

Dodane przez Asia, w dniu 30.07.2014 r., godz. 22.03
Piotr, jesteś wspaniałym facetem. Musisz tylko zacząć odróżniać co jest co , a kto jest kim. Masz jeszcze z tym problemy. Bez obrazy.
Dodane przez Rowerzysta, w dniu 31.07.2014 r., godz. 14.10
Piotr, gratulacje za całokształt! Tak trzymaj.
Świetny wywiad!
Dodane przez Ewa, w dniu 05.08.2014 r., godz. 18.42
Świetny wywiad i miła lektura! Tak trzymaj Piotr!

Napisz komentarz

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta