Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 29 marca 2024 r., imieniny Eustachego, Wiktora



„To nie moda lecz styl życia”

(Zam: 26.03.2014 r., godz. 16.23)

Piotr Przybysz (19 lat) jeździ na BMX-ie od 5 lat, dzięki sponsoringowi sklepu Trybik niedawno awansował do kategorii Pro. Bierze udział w zawodach i imprezach promujących ten sport w całej Polsce, ale nie jest to jedyne jego zajęcie.

Snowboard, pływanie, bieganie, a nawet łowienie ryb – wszystkie te aktywności czynią go pozytywnie zakręconym człowiekiem. „Nie mam czasu na siedzenie przed komputerem” twierdzi Piotr. W wywiadzie opowiada o swoim stylu życia, szalonych pomysłach i planach.

Wyszkowiak: Jak to się stało, że zacząłeś interesować się tym sportem?
Piotr Przybysz: – Od dzieciństwa oglądałem w Internecie różne popisy riderów, wtedy byłem zafascynowany flatlandem, tu się jeździ po płaskiej powierzchni i robi się różne figury. Na początku nie miałem zbyt wielkich możliwości, jeździłem tylko na deskorolce, bo nie było mnie stać na rower, a taki sprzęt to spory koszt. Profesjonalny rower wynosi jakieś 4-5 tysięcy złotych. Bardzo pragnąłem uprawiać ten sport, zacząłem zbierać pieniądze, łapałem się różnych zajęć, żeby zarobić i kupiłem sobie pierwszy rower. Dziś już nic z niego nie zostało.

W jakich zawodach ostatnio brałeś udział, jakie są Twoje osiągnięcia?
– Ostatnio byłem w Gdańsku, gdzie są organizowane największe takie zawody w Polsce. Byli tam ludzie z całego świata, około 200 osób, poziom bardzo wysoki, trudne przeszkody i moje szanse na wygraną były niewielkie, ale udawało się wcześniej coś tam zdobywać, np. drugie miejsce podczas BmXtream Day Wyszków w 2012 r., nominację do kategorii Young Blood w konkursie Freestyle BMX Awards, byłem w finale gali Freestyle BMX Awards kategoria Young Blood, w Mistrzostwach Polski w Białymstoku zająłem 5 miejsce w kategorii amator, brałem też udział w takich wydarzeniach jak Redbull Mobile Street Attack BMX Day w Warszawie, w pokazach w Piasecznie w skateplazie, w KrossJam w Przasnyszu w kategorii BMX Dirt i w warszawskich juwenaliach Pele-Mele.

Chciałbyś kiedyś zajmować się tym zawodowo?
– Nie, nie będzie to mój sposób na życie. Wiem, że nie da się z tego utrzymać rodziny, a kiedyś na pewno stworzę własną i chcę jej zapewnić dobrobyt. Choć nie chciałbym oczywiście rezygnować z pasji. W życiu są rzeczy ważne i ważniejsze.

Trafne spostrzeżenie. Opowiedz jak wyglądają zawody?
– Każdy z uczestnik ma minutę na zaprezentowanie się. Wydaje się, że to jest krótko, ale dla zawodnika ten czas bardzo się dłuży. Przez minutę ciągle trzeba jechać i pokazywać wszystkie swoje umiejętności. Nie można się zatrzymać, a każda wywrotka to ujemne punkty. Ocenia się tu płynność, rodzaj trików, różnorodność, poziom trudności i styl. Taka jazda na rowerze jest formą sztuki, bo każdy prezentuje siebie poprzez ten pokaz.

Kiedy pierwszy raz wystąpiłeś na jakiejś imprezie, co to było i jak wyglądało?
– Na otwarciu wyszkowskiego skateparku w listopadzie 2010, na terenie Zespołu Szkół. To był mój pierwszy pokaz i publiczny występ przed większą publicznością. Był ogromny stres, ręce mi drżały, nogi jak z galarety. Teraz już inaczej to wygląda, spokojniej do tego podchodzę w miarę doświadczeń, ale stres wciąż jest. Czasami jak spadnę z roweru, przez ułamki sekund czuję się oszołomiony, ale w takiej sytuacji trzeba się szybko ogarnąć i robić dalej swoje.

Od kogo się uczyłeś?
– Tu nie ma instruktorów, trzeba się samemu uczyć, a żeby się nauczyć, trzeba się wiele razy wywrócić i poobijać. Jak zaczynałem jeździć, nie było jeszcze skateparku w Wyszkowie. Jeździliśmy z kolegami po mieście, każdy coś potrafił i uczyliśmy się od siebie wzajemnie. Wiele razy nas wyganiali z różnych miejsc, bo ludzie nie potrafili zrozumieć, że nie mamy gdzie jeździć, a pragniemy ten sport uprawiać. Polecam każdemu wsiąść na rower i się na nim trochę powygłupiać, zamiast siedzieć w domu. Teraz mamy takie czasy, że sporo młodych ludzi fascynuje się jedynie komputerem, Internetem, grami. Ja też kiedyś lubiłem takie rozrywki, dopóki nie doszedłem do wniosku, że to jest bez sensu, a dużo fajniejsze jest czynne odpoczywanie. Kiedy to odkryłem, rodzicom trudno było mnie ściągnąć do domu.

Takie wygłupy na rowerze na pewno niejednokrotnie skutkowały siniakami, przydarzył Ci się kiedykolwiek jakiś poważniejszy wypadek?
– Raz wypadł mi bark, musiałem trochę się nachodzić po lekarzach, ale już jest w porządku. Na warszawskich juwenaliach Pele-Male rozciąłem sobie głowę podczas upadku. Miałem 4 szwy, prześwietlanie mózgu, ten wypadek był dość poważny. Mój kolega skręcił sobie kostkę do tego stopnia, że musiał mieć wstawiane śruby. Po takich sytuacjach człowiek musi się ograniczać, powrót do sportu już nie wygląda tak samo jak przed wypadkiem, dlatego lepiej jest na siebie uważać.
Jesteś jeszcze bardzo młody, a zacząłeś jeździć 5 lat temu, czyli w wieku 14 lat. Jaki stosunek mają Twoi rodzice do tego co robisz?
– Bardzo się o mnie boją, bo jest to niebezpieczny sport i bardzo kontuzjogenny. Kiedy przydarzy mi się jakiś wypadek, zawsze mi mówią, że sprzedadzą mój rower, ale po jakimś czasie im przechodzi. Mam nadzieję, że kiedyś mnie zrozumieją. Za ich czasów takie sporty nie były popularne, a ludzie, na przykład mój tata, hobbystycznie zajmowali się takimi rzeczami jak zbieranie znaczków.

Czy w Wyszkowie dużo jest osób z podobną pasją?
– Kiedyś było więcej, ale sporo osób zmieniło swój styl życia, dorośli są w związkach i mają inne zajęcia, studia i odpuszczają. Ale jest paru chłopaków bardzo zaangażowanych, którzy tym żyją.

Uważasz, że jest to sport przeznaczony wyłącznie dla młodzieży, z którego z czasem się wyrasta?
– Nie ma takiego wieku, żeby nie można było wsiąść na rower. Może z popisów na skateparku tak, ale ja na razie o tym nie myślę, w tym momencie jest to moją pasją i nie planuję przestać się tym zajmować.

Zdradź proszę, jaki jesteś, co najbardziej w sobie cenisz?
– To, że jestem inny, odróżniam się od społeczeństwa, robię coś co kocham. Nie sugeruję się opinią ludzi, nie każdemu musi się podobać to co robię, ja się dobrze z tym czuję i spełniam się. Jestem spokojną osobą. Jak jeżdżę na rowerze, nic innego dla mnie nie istnieje. Jest tylko mój świat i ludzie, z którymi dzielę swoją pasję. Telefon idzie do plecaka, nikt wtedy się nie może do mnie dodzwonić. Każdy dzień jazdy na rowerze jest nową przygodą. Nie ma takich samych dni, nigdy nie wiadomo, co się będzie działo. Powrót do rzeczywistości jest wtedy, gdy schodzę z roweru.

Co musi charakteryzować człowieka, który chce się zajmować tą dyscyplina sportu?
– Tak zwana zajawka, to musi kręcić. Nie można robić nic na siłę, ani poddawać się modzie. Tu nie chodzi o styl ubioru, że ktoś podwinie sobie nogawkę i pokaże kostkę, czy założy jakieś określone ubranie, czapeczkę i jest riderem, to nie na tym polega. To nie jest moda, tylko styl życia.

Co ci daje ten sport?
– Każdy dzień to nowa przygoda, nowe triki, czerpię z tego radość. Na zawodach fajnie jest zająć jakieś miejsce, ale najważniejsza jest dobra zabawa. Przegrana mobilizuje do dalszych ćwiczeń. Ludzi w Polsce ograniczają małe skateparki, w Ameryce są one znacznie bardziej rozbudowane, lepsze. Najfajniejszy skatepark u nas, na którym byłem, jest w Białymstoku.

A wyszkowski skatepark, jak wypada w porównaniu z białostockim?
– Wymaga przebudowy, zadaszenia i wielu innych. Mój znajomy, który jest zawodowym riderem, by móc się temu całkowicie oddać, był zmuszony się przeprowadzić, żeby trenować na właściwym poziomie.

Co stanowi dla Ciebie motywację do działania?
– Poziom umiejętności innych riderów lepszych ode mnie. Chcąc komuś dorównać trzeba ćwiczyć i się mocno starać. Moim idolem jest Dawid Godziek – Mistrz Polski i Świata w jeździe na dirt jumpingu, czyli jeździe na hopkach. Miałem okazję go spotkać i wymienić kilka zdań, to bardzo ciekawy człowiek, on wie co w życiu jest ważne i podąża za pasją.

Co Ci daje to zajęcie?
– Inny pogląd na świat. Poznajesz nowych ludzi, którzy mają tę samą zajawkę co ty i buduje się między wami nieopisana więź. Ta pasja to ciekawi, śmieszni ludzie, z którymi przebywanie daje niesamowitą energię i wiele radości, z nimi nie sposób być poważnym. Jak nauczę się nowej sztuczki, cieszę jak dziecko z wymarzonego prezentu.

Jakie masz plany na przyszłość?
– Przede mną matura, potem chciałbym pójść na studia do Politechniki Warszawskiej, Inżynieria Lądowa, wydział budownictwa. W przyszłości chciałbym zarządzać budowami. Mój tata jest tzw. budowlańcem, pracowałem z nim kilka razy i spodobało mi się. Jestem osobą, która lubi działać, ciągle coś tworzyć.

Rozmawiała
Paulina Dąbrowska

Napisz komentarz

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta