Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 24 kwietnia 2024 r., imieniny Grzegorza, Horacego



„Pieniądze wyrzucone w błoto”

(Zam: 15.01.2014 r., godz. 17.03)

Kacper Terlikowski (25 lat) – wyszkowianin, działa w klubie Topielec Offroad Team Wyszków, gdzie wraz z przyjaciółmi urządzają wspólne wyprawy terenowymi autami. Z ojcem bierze udział w rajdach Polskiej Ligi Przeprawowej, pełni funkcję pilota, wielokrotnie zdobywali razem miejsca na podium.

Jak sam twierdzi, jest to sport dla prawdziwych pasjonatów, kosztowny, wymagający poświęceń i determinacji, ale dostarczający wiele adrenaliny i satysfakcji. W wywiadzie Kacper zdradza blaski i cienie tego zajęcia, opowiada też o niezwykłej przyjaźni i szalonych przygodach klubowiczów Topielca.

„Wyszkowiak”: Opowiedz o klubie Topielec Offroad Team Wyszków, jak wyglądały jego początki, jak powstał?
Kacper Terlikowski: – Wyszkowski offroad ma już piętnaście lat, od początku działał tu Sebastian Szulc z Wyszkowa wraz ze swoją grupą. Trzy lata temu kolega Piotrek Kraszewski kupił samochód terenowy Nissan Patrol. Zaczął jeździć, wziął mnie i mojego tatę kilka razy w teren, spodobało nam się i postanowiliśmy też nabyć takie auto. Na wyjazdy zabieraliśmy ze sobą znajomych, a kto raz się wybrał, wciągnął się w to podobnie jak my z tatą. Po pół roku było nas 20 osób i 10 samochodów terenowych, stwierdziliśmy, że powinniśmy założyć własny klub. Mamy swoje miejsce spotkań, nazwę, stronę na Facebooku, gdzie umieszczamy wszelkie informacje, zdjęcia i filmiki z wypraw, zrobiliśmy koszulki z naszym logiem i mamy też hasło: „Pieniądze wyrzucone w błoto”.

Dlaczego takie hasło?
– W tę pasję sporo się inwestuje. Po obliczeniu włożonych pieniędzy w nasz samochód wyszło 150 tys. z., chcemy go teraz sprzedać za 60 tys., żeby kupić inny. Trzeba się tu liczyć z kosztami, sama wyciągarka kosztuje 30 tys. zł, lina od 3 do 7 tys. zł, jedna opona to około 2,5 tys. zł. W tym sporcie dużą rolę ogrywają finanse. Jak ma się dobrze przygotowany samochód, dobre opony, dobrą wyciągarkę i linę, to wszystko dużo szybciej idzie.

Bierzecie z tatą udział w rajdach – czy po wygranej koszty zwracają się chociaż w części?
– Nagrody to zazwyczaj zwykły dyplom i puchar, ale liczy się satysfakcja, że się pokonało tyle trudności, choć wielu nie dało rady. Czasami nagrodą mogą być pasy do owijania drzew, liny do wyciągarek. Jedynie w rajdzie w Bałtowie można było wygrać wyjazd na rajd do Arizony, ale pierwszy raz spotkałem się z taką nagrodą, bo najczęściej jednak są to zwykłe dyplomy i puchary.

Na czym polegają takie rajdy?
– Są 4 kategorie konkurencji: klasa turystyczna (zwykłe samochody turystyczne typu suv lub van), klasa wyczyn (te same samochody, ale przerabiane), klasa extreme elektryk (samochody z wyciągarką elektryczną), extreme mechanik (z wyciągarką mechaniczną). My jeździmy klasą extreme elektryk. Ze wszystkich klas udział bierze zazwyczaj 60-80 samochodów, choć na rajdzie w Bałtowie było 200 załóg, to był najbardziej profesjonalny rajd na jakim byłem. Zawody, w których startujemy z moim tatą to cykl Polskiej Ligi Przeprawowej. Są cztery edycje w ciągu roku, zjeżdżają się tam ludzie z całej Polski. W ubiegłym roku, w tym rajdzie w naszej klasie, gdzie udział brało ok. 30 samochodów, udało nam się zająć 4. miejsce. Otrzymaliśmy zaproszenie na Rajd Zmota, który kończy cały cykl, tam też zajęliśmy 4. miejsce. Rajd Polskiej Ligi przeprawowej trwa dwa dni albo 36 godzin jazdy non stop.

Musi być ciężko…
– Podczas takich rajdów liczy się wytrzymałość, dobry pilot, który wytyczy jak najlepszą trasę już na próbie, żeby szybko można było przejechać między drzewami, w błocie, w bagnie. Przed rajdem zawodnicy dostają roadbooki (mapy, na których jest wytyczona trasa), na nich oznaczone są miejsca, gdzie otrzymuje się pieczątki. Chcąc zebrać ich jak najwięcej, trzeba jechać zgodnie ze wskazówkami. Wygrywa ten, kto zbierze najwięcej pieczątek w jak najkrótszym czasie.

Jak się przygotowujesz do rajdów?
– Najważniejszy jest stan samochodu. Ja w roli pilota radzę sobie dobrze, liczy się kondycja. Biegam z liną i odwalam brudną robotę, mój tata prowadzi. W przyszłym roku chcemy kupić podobne auto, jak to, które mamy, ale dużo lżejsze, bez drzwi, bez okien, bardzo hardcorową zmotę, z małym silnikiem. Przejdziemy wtedy do najwyższej klasy – mechanika.

Ta brudna robota wymaga wiele wysiłku. Zdarzały Ci się jakieś kontuzje, wypadki?
– Podczas ostatniego rajdu w tym sezonie, w Mrągowie odniosłem mały wypadek, znalazłem się w szpitalu. W czasie pierwszej próby, gdy wyciągaliśmy znajomego, który nie mógł wyjechać z bagna, zajmowałem się liną. Poprosiłem tatę przez słuchawkę w kasku, żeby ją zwinął, aby się naprężyła. Lina ma 18 ton ucisku, zaczęła się bardzo szybko zwijać i wkręcił mi się palec, został zmiażdżony. Wyciągnąłem go, ale urwało mi kawałek skóry. Pojechaliśmy do szpitala na miejscu, potem jeszcze w Wyszkowie. Miałem pół roku nosić opatrunek, ale zdejmą mi go wcześniej, więc jest okej, po paru miesiącach nie będzie śladu. Trzeba uważać, bo można sobie zrobić dużo szkody. Najczęściej są to liczne siniaki, poturbowania, zwichnięcia.

Jakie są największe trudności, które zdarzają się podczas rajdów?
– Kiedy jedzie się już piętnastą godzinę po błocie i wielu innych przeszkodach, lekko nie jest. Czasami nie starcza sił, panujący na rajdach chaos też nie pomaga, gdy się chce coś zrobić zbyt szybko, to można przez nieuwagę popełnić wiele błędów i stracić wiele czasu, doprowadzić do awarii samochodu. Najgorzej, gdy rajd jest w nocy, bo wtedy nie widać wielu przeszkód. Trzeba przezwyciężać własne słabości. O 5.00 jest zimno, mokro, deszczowo, wietrznie – zdarzyło mi się ugrzęznąć w błocie po dach w takich warunkach i znikąd pomocy, ciemno, głucho, do domu daleko, a samochód nie działa.

Jak wychodzisz z takich sytuacji?
– Nie ma innego wyjścia jak tylko czekać na samochód serwisowy albo kolejną załogę, która pomoże. To wszystko zwykle długo trwa i jest bardzo wyczerpujące, człowiek jest wtedy przemęczony, mokry, poobijany, no i w takich momentach odechciewa się wszystkiego. Zmęczenie jest największą zmorą, bo przez nie popełnia się wiele błędów, nie widzi się przeszkód na drodze, można się łatwo przyczynić do awarii w samochodzie, co wyklucza z dalszego uczestnictwa w rajdzie. Mimo wszystkich trudności zawsze staramy się dotrwać do końca, na tym to polega. Jestem optymistą i wierzę, że można przebyć każdy teren, trzeba tylko chcieć.

Ciężkie warunki, wypadki, siniaki, wyczerpanie, nic przyjemnego. Przeszło Ci kiedykolwiek przez myśl, że to hobby zbyt wiele Cię kosztuje?
– To moja pasja. Wyprawy dwu-, trzy- lub czterodniowe, w lesie z naturą, rajdy, adrenalina, spotkania z ludźmi, to jest nie do opisania. Wyjazdy w teren przynoszą mi wielką radość. Stanowią dla mnie odcięcie się od codzienności, od spraw typowo przyziemnych.

Wyprawy organizujecie wspólnie ze znajomymi z klubu Topielec Offroad Team Wyszków. Dokąd zwykle jeździcie?
– Często jeździmy na Mazury, do Mrągowa, Rasząga. W Raszągu co roku są organizowane dwa rajdy, my zawsze jesteśmy na nich całym klubem, poznaliśmy tam wielu przyjaciół. Impreza trwa dwa dni, a my zostajemy na trzy albo nawet cztery, jest świetna zabawa. Ten rajd zaczyna się zawsze w piątek o godzinie 20.00 trwa do 2.00 w nocy, a potem jest impreza.

Jeśli chodzi o Wyszków i okoliczne tereny, to gdzie można was spotkać?
– Łęgi, Długosiodło, Brańszczyk, Turzyn. W Brańszczyku jest stare dorzecze Bugu i tam jest fajnie. Łęgi to dobry teren, bo jest blisko, płynie Bug, dużo bagna, z którego można korzystać. Najlepsze miejsca to te, gdzie jest sporo bagien, wtedy można się brudzić w błocie aż po sam czubek głowy. Górki, pagórki, pochyłe tereny, zjazdy, wąwozy, wyschnięte koryta rzek, torfowiska, bagna. W Skuszewie mamy udostępnianych sporo ciekawych miejsc. Nie wszędzie można jeździć, nie każdemu się to podoba, niektórzy twierdzą, że niszczymy teren, ale to nieprawda, bo wybieramy miejsca zalewowe, gdzie ślady po oponach długo nie zostają.

W jakich imprezach uczestniczył klub?
– Na otwarciu stajni Konikowo, na Dniu Dziecka organizowanym w parku miejskim w Wyszkowie, gdzie woziliśmy maluchy, co roku jesteśmy też na Motosercu, nasze samochody są wystawiane naprzeciwko „Hutnika”, uczestniczymy w pochodzie.

Czy można do was dołączyć?
– Każdy może do nas dołączyć, wybrać się z nami na jakiś klubowy wyjazd. Jeśli ktokolwiek ma ochotę zapraszamy – na Facebooku udostępniamy wszystkie informacje o wyjazdach, można się z nami kontaktować. Jeśli nie ma się własnego auta, można się zabrać z którymś z klubowiczów. Serdecznie zapraszamy. Jak mamy wyjazd, zazwyczaj spotykamy się w klubie o 8.00, przygotowujemy się, jedziemy i wieczorem wracamy.

Kobiety również zapraszacie?
– Pewnie. Mamy w klubie Mariolę Karp, będzie jeździć w przyszłym roku w ekxtreme elektryk. Będzie naszym kolejnym rajdowym samochodem. Ma totalnego bzika na punkcie offroadu, właśnie kupiła sobie zmotę, jest niesamowita. Żeby uprawiać ten sport, trzeba się tym pasjonować. Nas, klubowiczów łączy niezwykła przyjaźń, kontaktujemy się ze sobą codziennie i spotykamy w wolnym czasie.

Jakieś zwariowane plany na najbliższą przyszłość?
– W przyszłym roku będziemy startowali w Raszągu całym klubem, w wyścigu wrak race. To wyścigi aut powyżej 15 lat, zakupione za maksimum tysiąc złotych. Te samochody już stamtąd nie wrócą, najprawdopodobniej. Chcielibyśmy również zrobić sobie taki team stricte rajdowy i mieć wystawiony przynajmniej jeden samochód rajdowy z każdej klasy. Będziemy mieli prawdopodobnie cztery samochody. Mamy już trzy, jeszcze jeden dogadujemy.
Rozmawiała
Paulina Dąbrowska

Napisz komentarz

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta