Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 25 kwietnia 2024 r., imieniny Jarosława, Marka



Tam, gdzie kończyły się drogi

(Zam: 03.10.2012 r., godz. 10.30)

Przejechali 6 000 kilometrów w starej nysie. Mówią, że wyprawa wcale nie okazała się tak ryzykowna, jak można było zakładać. Wyszkowianie Sebastian Szulc i Wojciech Kukwa byli wśród ponad dwustu ekip uczestniczących w wyprawie Złombol z Polski do Grecji.

„Wyszkowiak”: - Zapowiedzi organizatorów Złombolu dla przeciętnego człowieka brzmiały dosyć niezachęcająco – nie ma hoteli, pomocy technicznej, assistance, itp. Nie przeraziło to was?
Sebastian Szulc
: - Nie, wręcz zachęciło. Złombol to była inna impreza niż te, w których do tej pory braliśmy udział.
Wojciech Kukwa: - Okazało się, że nie było aż tak ciężko. To jak z maturą – przed egzaminem wydaje się, że to zadanie nie do przejścia, a po nim okazuje się, że to łatwa rzecz. To wyczyn zrobić 6 000 km starym samochodem, który może się zepsuć w każdej chwili i trzeba pewnie będzie go zostawić (złomować) albo naprawiać. Nam się udało obyć bez większych awarii, czego nie można powiedzieć o dużej ilości ekip tych wiekowych aut.

Sprawdziło się to, co zapowiadali organizatorzy? Były problemy na trasie?
Sebastian Szulc: - Niekoniecznie. Dawaliśmy sobie radę, trochę przeraziły nas drogi. Albania nocą jest piękna, ktoś kto tam nie był nie jest w stanie sobie wyobrazić, że w pewnym momencie kończy się droga (oczywiście krajowa) i zaczyna płynąć strumień, po którym trzeba jechać, aby przejechać, bo innej drogi nie ma!

Jak wyglądało przekraczanie granic?
Sebastian Szulc: - Przez tyle granic, które przekraczaliśmy to najdłużej staliśmy na granicy bułgarsko-serbskiej, ale to nasza wina, bo nie sprawdziliśmy jak długa jest kolejka, z której strony można objechać, bo osobówki jechały inaczej, inaczej samochody ciężarowe. A Dunaj jest w tej części już dość szeroki i przepraw przez niego jest niewiele. W sumie odwiedziliśmy 11 krajów i granice nie stanowią większego problemu w tej chwili, szczególnie dla uczestników takiej wyprawy.

Jak przygotowywaliście się do tej wyprawy?
Sebastian Szulc: - W zasadzie trzeba było tylko przygotować samochód – całkowity przegląd, wymiana wszystkich płynów, oleje, sprawdzenie łożysk i tyle. Musieliśmy zabrać też trochę części na zapas.
Wojciech Kukwa: - Wytyczyliśmy swoją trasę przejazdu i zapakowaliśmy samochód na te kilkanaście dni. Trochę jedzenia, woda, napoje, etc. Wszystko to, co jest niezbędne na takim wyjeździe.

To był samochód specjalnie kupiony na tę imprezę?
Sebastian Szulc: - Tak, to był spontaniczny zakup. Myśleliśmy o żuku, nysie. Polonezy, fiaty to inna klasa samochodu, inaczej się nimi jedzie, to raczej wygoda, komfort. W nysie zrobić 6 000 km jest już ciężko, szczególnie dla kierowców.

Ideą tego przedsięwzięcia jest zbieranie pieniędzy od reklamodawców, których musieliście szukać. Jak wyglądało ich zachęcanie?
Wojciech Kukwa: - Kiedy rozmawialiśmy to każdy był chętny, jednak kiedy przyszło do płacenia, był większy kłopot. To nie był typowy sponsoring. Ideą jest zbiórka pieniędzy od darczyńców na Śląskie Domy Dziecka. Zebraliśmy 1 300 zł, minimalna wymagana kwota, którą musieliśmy udokumentować na starcie to 1 000 zł. Mieliśmy to minimum i nie szukaliśmy dalszych darczyńców. Miejmy nadzieję, że za rok będzie już to łatwiejsze.

Złombol to impreza raczej mało znana?
Sebastian Szulc: - Myślę właśnie, że jest dość znana, choć może nie w samym Wyszkowie. Uczestniczyło w niej 208 załóg. W kolejnym roku organizatorzy imprezy chcą wprowadzić limity, bo nie będzie można pomieścić tak dużej ilości aut na parkingach, starcie, kempingach.

Jak zareagowali bliscy na postanowienie o wyjeździe?
Sebastian Szulc: - Moja rodzina pojechała ze mną.
Wojciech Kukwa: - Moi bliscy raczej sceptycznie do tego podeszli, ale raczej z nastawieniem „chcesz, to jedź”. Na pewno by ze mną nie pojechali, małżonka na takie niewygody na pewno by się nie zdecydowała.

Skąd wzięła się w Was chęć udziału w ekstremalnej, w gruncie rzeczy, wyprawie?
Wojciech Kukwa: - Myślę, że wzięło się to z off-roadu, który jest sportem ekstremalnym. Przybliżył on nam tak trudną w sumie imprezę, pozwolił stwierdzić, że damy radę. Te 12 dni na pewno pozostaną nam na długo w pamięci.

Rzeczywiście wyprawa okazała się trudna?
Wojciech Kukwa: - Jeśli z samochodem byłyby większe kłopoty, to pewnie byśmy tak stwierdzili, ale ponieważ nie było poważnych awarii, okazało się to w miarę łatwe i do przejścia, a wręcz przyjemne. Warta podkreślenia jest fantastyczna atmosfera imprezy, wszędzie gdzie by się nie pojechało, w tym rejonie Europy byli złomobowcy, ekipy, które do siebie machały, robiły sobie zdjęcia, pozdrawiały się i uśmiechały. To chyba najbardziej zapamiętamy, radość i uśmiechy na twarzach uczestników jak również ludzi w krajach, przez które przejeżdżaliśmy.

Jak nastawieni byli do was miejscowi?
Sebastian Szulc: - W zasadzie przyjaźnie, choć w Albanii był przypadek, że w żuku jakieś łobuziaki wybili wszystkie szyby, inni z kolei chwalili Albańczyków.
Wojciech Kukwa: - Rumuni byli bardzo przyjaźni, Bułgarzy z kolei dla Polaków byli mniej dostępni. Może nie chodziło o nastawienie do Polaków, a w ogóle do tego typu rajdu old timerów.

Zintegrowaliście się z innymi uczestnikami wyprawy, czy raczej jechaliście samotnie?
Sebastian Szulc: - Nasz samochód jest powolny, więc jechaliśmy raczej sami, nie chcieliśmy nikogo blokować. Na każdym postoju integracja z innymi uczestnikami jednak była.
Wojciech Kukwa: - Złombolowcy pomagali sobie nawzajem, jeśli były jakieś problemy, na przykład z samochodem. Uczestnicy robili listy części zapasowych, które mieli ze sobą. Będąc w innym kraju można było zadzwonić do właściciela innego samochodu żeby zaczekał, albo komuś zostawił jakąś część. Na forum www.zlombol.pl jest wątek dotyczący wyprawy i powrotów, gdzie uczestnicy piszą o awariach, kto musiał zostać, kto jakie miał przygody po trasie, itp.
To była spokojna wyprawa w rejon Europy, w którym nigdy dotąd nie byliśmy. Miała swój cel. Nie chodziło o to, by zdobyć dyplom uczestnictwa i dojechania do Archaia-Olimpia, ale fakt, że się w tej wyprawie jechało. Po powrocie wyprawa wydaje się fajną, przyjemną i spontaniczną dla ludzi chcących inaczej spędzić wakacje czy urlop jak w hotelu z pięcioma gwiazdkami.
Za rok nieco zimniejsze rejony Europy do zobaczenia, niż przyjemnie ciepła o tej porze roku Grecja i Peloponez.


Rozmawiała
Justyna Pochmara

***
Złombol, to ekstremalna wyprawa samochodami komunistycznej produkcji lub konstrukcji, której celem jest zbiórka pieniędzy na zakup rzeczy dla dzieci ze śląskich domów dziecka – na samochodach darczyńcy mogli zamieścić swoje reklamy. Wartość pojazdów, którymi wyprawiły się ekipy nie mogła przekraczać 1 000 zł. Na trasie uczestnicy musieli liczyć sami na siebie – organizator nie przewidział wsparcia technicznego, rezerwacji hoteli itp.











Artykuł partnera

Komentarze

Lloret de mar
Dodane przez Ala montana, w dniu 14.01.2015 r., godz. 22.28
W zeszłym roku również byliśmy i pomagaliśmy dzieciakom z domów dziecka. W tym 2015-stym też pojedziemy...
Ala montana
Dodane przez Śkorodowani, w dniu 29.08.2015 r., godz. 17.43
Złombol 2015 już za nami. Dwie ekipy z Wyszkowa powróciły do domów.
ZŁOMBOL Wyszków
Dodane przez WojtKa, w dniu 15.02.2017 r., godz. 20.16
'16 Sycylia już za nami. {pnad 1000000zł dla dzieci z domów dziecka. '17 Kraj Basków ...

Napisz komentarz

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta