Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 29 marca 2024 r., imieniny Eustachego, Wiktora



Lata zaniedbań, mnóstwo pretensji

(Zam: 08.08.2012 r., godz. 10.30)

O działalności spółek wodnych w powiecie, problemach, z którymi się spotykają i przyszłych zasad ich funkcjonowania, rozmawiamy ze Zdzisławem Suchtą, kierownikiem Związku Spółek Wodnych w Wyszkowie.

„Wyszkowiak”: Proszę nam przybliżyć zasady konserwacji urządzeń melioracyjnych.
Zdzisław Suchta:
- Za meliorację podstawową odpowiada marszałek województwa –Wojewódzki Zarząd Melioracji, który ma inspektorat w każdym powiecie, i oni odpowiadają za rzeki, kanały, wały. Za szczegółową (rowy) odpowiadają spółki. Na terenie powiatu działa pięć spółek wodnych: w Długosiodle, Rząśniku, Somiance, Zabrodziu i Wyszkowie. Na nich jest 750 km urządzeń melioracyjnych. W 1995 r. dbaliśmy o nieco ponad 760 km, obecnie – tylko 408 km. W Rząśniku wszystkich rowów jest 215 km, my w planie mamy tylko 149 km, Długosiodło ma 192 km, my robimy 155, w Somiance jest 113,8 km, w planie mamy 58,5 km. W gminie Wyszków wszystkich rowów jest 88,3 km, w naszym planie jest 27,8 km, z 76,9 km w Zabrodziu robimy 17,1 km. Gmina Brańszczyk nie należy do nas od 1989 r., mają swoją spółkę.

Nie wszyscy chcą z wami współpracować?
- W latach 1995-2000 wsie, m.in. dziewiętnaście z Długosiodła, składały u nas pisma, w których odmawiały wnoszenia opłat i zobowiązały się do wykonywania niezbędnych prac pod własnym nadzorem. Nie przyjmują wezwań i – tak uważam – nie konserwują dobrze rowów. Pani Rudnik, która na sesji najgłośniej krzyczała, podpisała takie pismo za inną osobę, rozmawiałem z nią i ona twierdziła, że nigdy takiego listu nie podpisała. W Somiance tylko cztery wsie z nami współpracują. Jako jedna z pierwszych wystąpiły Ostrowy, teraz chcą rozmawiać. W tamtym roku gazety rozpisywały się na temat Sitna, w tym roku zebrali 600 zł, zrobiliśmy – i cisza, nikt nie pisze, że jest dobrze. Dołożyliśmy i wydaliśmy ok. 2-3 tys. zł. Jest dobrze, a w tamtym roku wszyscy rozkładali ręce, szkoda było 2 tys. zł. Tam, gdzie rolnicy płacą, jest dobrze, w Łączce jest 90 proc. wpłat, dobrze też jest w Chrzczance, Suskach.

Mówił pan, że są duże problemy ze ściągalnością opłat.
- To zaczęło się w latach 90. i nawarstwia się do dziś. Jakieś 20 lat temu do 15 maja sołtys przynosił 80-90 proc. pieniędzy. W maju już rozpoczynaliśmy konserwację, jaka powinna się odbywać. Potem w latach 90. powstał pomysł, że rolnik może to odrobić, wtedy zapłaci 10 proc. Przez pierwsze lata było dobrze, ale były lata suche, konserwację zaniedbano, nie było potrzeby wykonywania dokładnych prac. Przez kilkanaście lat rowy podniosły poziom, woda pod gruntem jest wyżej. Wielu je też zasypało, bo przeszkadzały w uprawie, itp. Jeśli rów jest na mapie, zasypanie go jest karalne. Zdarza się, że przychodzi ktoś i mówi, że on na tej działce nie bywa, nie korzysta z niej, i mamy go „wypisać”. Jak wypisać? Rowy na tej posesji są częścią systemu, i działa tu prawo fizyki, to system naczyń połączonych. Sto metrów niezrobione psuje efekty całej wykonanej pracy. Od początku do końca trzeba zrobić.

Jak wygląda sytuacja finansowa spółek, sposób finansowania prac?
- W każdej spółce co roku jest walne zgromadzenie i różne sprawy są poruszane, jest ustalany koszt. W tym roku ustalono w Długosiodle 120 zł za hektar oraz 60 zł za drenowanie. Do 15 maja powinno wpłynąć 250 tys. zł, a jest niewiele ponad 9 tys. zł, czyli ok. 4 proc. zaplanowanej sumy. Dotąd wydaliśmy już 20 500 zł. Według sprawozdania finansowego z 2011 r., w kasie powinno być 177 tys. zł, a wpłynęło 41 tys. zł, wydano 168 tys. zł. Gdyby zaplanowane wpływy były w kasie, wystarczyłoby na wszystkie prace. Dokładamy do każdej spółki. Można spytać, skąd te brakujące środki. Bierzemy inne prace, co roku startujemy w przetargach, na tym zarabiamy, żeby przeżyć. Województwo mazowieckie dostało pół miliona zł. Przysłaną umowę od wojewody już podpisałem, Wyszków i Zabrodzie dostało po 1 000 zł, Somianka – 2 000 zł, Długosiodło – 4 000 zł, Rząśnik – 5 000 zł. Oprócz tego żadnych dotacji nie ma, poza dotacją do zakupu sprzętu z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. W tamtym roku dostaliśmy 75 tys. zł, w tym prawdopodobnie będzie to 200 tys. zł. To dotacje na zakup sprzętu. Mamy zużyty trzydziestoparoletni sprzęt. Z nowych mamy ciągnik za 104 tys. zł i specjalistyczną kosiarkę za 92 tys. zł. W tym roku kupiliśmy koparkę JCB za 405 tys. zł. Mamy jeszcze przyczepę, ciągnik. Rowy przy drogach są własnością ich zarządców. Do tej pory nie występowałem do powiatu, czy gminy o partycypację w kosztach. Mam zamiar zwrócić się z wnioskami.

Pojawiają się głosy, że spółki wodne działają na abstrakcyjnych zasadach, że niemożliwe jest ściągnięcie opłat od wszystkich.
- Prawo wodne nie jest złe, tylko ta ściągalność pieniędzy kuleje. Spółki wodne podlegają ściągalności, jak inne urzędy. Od trzech, czterech lat urzędy skarbowe już się w to nie angażują. Dwa lata temu powstał wydział ds. ściągania przy Wojewódzkim Sądzie w Lublinie. Na jednego rolnika można całą książkę wysłać, uchwały, wezwania, itd. Postanowiliśmy, że będziemy wysyłać tylko dokumenty tych, którzy mają ponad tysiąc złotych zaległości. Prawo wodne ma się zmienić. Egzekwowanie opłat ma być ustalone odgórnie. Gdyby gmina wzięła na siebie ściąganie opłat, byłoby lepiej. Tak było przed 1972 r. Teraz prawo tego nie przewiduje, chociaż trwają prace nad jego zmianą. Prezes Krajowego Związku walczy o to, i ten punkt został do dopracowania. Nowe prawo obowiązywałoby od nowego roku. Ale gdzie indziej, np. w byłych województwach płockim czy bydgoskim już tak jest, to samorządy ściągają opłaty.

Jak wygląda procedura ściągania opłat?
- Zawozimy do sołtysa wezwania, on to ściąga. Są tacy rolnicy, którzy sześć, siedem lat nie płacą. Dostają upomnienie, jeśli nie zapłacą, kierujemy sprawę do sądu. Jest mnóstwo dłużników, którzy zalegają z 15-20 zł, wtedy są większe koszty, wysyłek. A są i tacy z długiem np. 5 zł, wtedy nikt nie będzie do nich wysyłał poleconego. Mam wydać 6 zł, żeby odzyskać 5 zł? W ubiegłym roku wysłaliśmy ponad sto spraw do sądu. W tych przypadkach wszyscy ostatecznie płacą.

Wielu sołtysów twierdzi, że chętnie zrezygnowałoby z tego obowiązku.
- Ja wiem, że nie jest to miłe, to nie jest wdzięczna praca, gdy chce się od kogoś pieniądze. Wracając do tematu wysyłania pocztą wezwań i upomnień, który pojawił się na sesji w Długosiodle – w wielu wypadkach wydałoby się na znaczki więcej, niż kwota opłaty, i jeszcze nie ma gwarancji, że ją uzyskam. Oszczędniej dać wezwania do stu sołtysów, niż wysłać do kilku tysięcy rolników. Upomnienia wysyła się z potwierdzeniem odbioru, żeby był dowód. Dla rolników i dla nas jest to najłatwiejsze. Zaadresowanie i wysłanie 5 tys. wezwań jest czasochłonne i kosztowne.

Wracając do sesji w Długosiodle, spotkał się pan z wieloma zarzutami ze strony mieszkańców.
- Pani Rudnik na sesji krzyczała, że u niej nie ma drenowania, w wezwaniu jest ono niepotrzebnie uwzględnione. Nie doczytała, że obok pozycji „drenowanie” nie wymieniono żadnej powierzchni, więc te prace jej nie dotyczą. To program komputerowy, szablon, jest tak ustawiony, że taki zapis pojawia się na formularzu wezwania, choć nie każdego dotyczy. Odnosząc się do uwag o podwójnym ściąganiu opłat i wysyłaniu upomnień do osób, które je uiściły – jeśli ktoś dostał upomnienie, mimo, że zapłacił, może to być wynikiem błędu systemu. Jest również sytuacja, że w Sieczychach nie odrabiali, jak się deklarowali, od pięciu lat. W ubiegłym roku odrobili i chcieli, by za to anulować tamte zaległe opłaty. To, co było dobrze zrobione, umorzyłem, to, do czego miałem wątpliwości, nie. Ktoś pięć lat nie płacił, ale jeśli dobrze zrobił, w porządku, jeśli nie, to nie. Teraz jest krzyk, że niesłusznie dostają upomnienia. Zaległości są obliczane według ustalonych stawek, bez odsetek.

Z jakimi jeszcze problemami spotykają się spółki wodne?
- Generowane są m.in. przez ochronę środowiska. Na terenie Natura 2000 Wojewódzki Zarząd nie może wejść z pracami do 1 września. Nasze rowy mają odpływ przez meliorację główną. Nie mogliśmy nic robić np. w Rząśniku. Największe problemy są tam i w Długosiodle, tam jest najwięcej użytków zielonych, m.in. w Prabutach, Sieczychach, Marianowie. Bobry robią olbrzymie szkody, np. na Pulwach (częściowo w Rząśniku i w Długosiodle). Wszystko jest dobre, ale powinno być pod kontrolą. Problemem jest też wiek rowów, one mają po 50 lat, a planowane były na 40 lat, teoretycznie powinno się wykonać nowe. Kilkadziesiąt lat temu nie było tak ciężkich sprzętów. Np. te pozarywane przepusty w Prabutach również są tak stare, obliczane były na konia z wozem. Inna sprawa to wysyłanie wezwań donikąd. Są przypadki, że właściciele nie żyją i nie ma do kogo wysyłać wezwań. Np. w Zygmuntowie w najnowszej dokumentacji figuruje pani, nieżyjąca od pięciu lat. Synowie nie chcą przepisania tej ziemi. Jeśli nikt się nie upomina, nie przeprowadza sprawy spadkowej, to taka sytuacja jest możliwa. My nie mamy takiej wiadomości.
E.E.

Komentarze

Dodane przez Zonk, w dniu 09.08.2012 r., godz. 16.53
A co te Ostrowy takie zawzięte?
Dodane przez Koń, w dniu 09.08.2012 r., godz. 18.00
Brawa dla pani R... Za czujność
Dodane przez Lodzia, w dniu 09.08.2012 r., godz. 18.16
Na dopłaty unijne leniom wejsć. Nie ma innego bata!
Dodane przez Anonim, w dniu 10.08.2012 r., godz. 13.34
To środowisko jest przesiąkniete i uważa, że drenaż to robi się im w kieszeniach
Dodane przez wola, w dniu 15.08.2012 r., godz. 20.50
Ludziom na wsiach a zwłaszcza w Długosiodle i okolicach w głowach się poprzewracało. Uważają się za gospodarzy a tak naprawdę to zwykłe lenie i kanciarze co nic nie robią. Żyją z lewych rent i naciąganych dopłat unijnych

Napisz komentarz

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta