Zalania w Białymbłocie
(Zam: 18.01.2011 r., godz. 12.40)W miejscowości Białebłoto-Kobyla woda spływająca z pól podtopiła kilka domów. Jeden z nich otoczyła, w kilku innych zalała piwnice. W minioną niedzielę 16 stycznia strażacy z Brańszczyka i Białegobłota wypompowywali wodę z zalanych posesji.
Problem dotyczy tego miejsca od kilku lat. Wraz z pojawieniem się roztopów, mieszkańcy zaczynają nerwowo obserwować grunty, szczególnie te obniżone, gdzie gromadzi się spływająca z okolicznych pól woda.
Wypompowywanie wody jest chyba środkiem doraźnym, ponieważ istotne znaczenie ma sieć i stan rowów melioracyjnych, a te nie spełniają swoich zadań, ponieważ są zasypane i zarośnięte.
Po niedzielnej akcji kontaktowaliśmy się z Bogdanem Ponichterą, naczelnikiem straży w Białymbłocie, który powiadomił nas, że poziom wody może nieznacznie opadł, jednak sytuacja ogólnie nie poprawiła się znacząco.
- Już kilka dni ta woda stoi – mówi Ewa Mazurkiewicz, mieszkanka najbardziej poszkodowanego domu. – Mieszkam tu od czterech lat i zalało mnie już trzeci raz. Pod podłogą mam wodę, nie wiem, co będzie, jeśli jej poziom będzie się podwyższał.
Inni mieszkańcy potwierdzają, że podtopienia są bardzo uciążliwe, powodują szkody na polu, niszczą piwnice. Pytani o przyczynę zjawiska, zgodnie wskazują na brak utrzymania rowów. A są to zaniedbania często kilkudziesięcioletnie, rowy pozarastały krzakami i drzewami, ich udrożnienie wymaga z pewnością użycia cięższego sprzętu. W trakcie rozmowy z mieszkańcami ujawnia się istota problemu – rowy, zasypane czy nie, mają różnych właścicieli, różne instytucje są za nie odpowiedzialne. To i właściciele prywatnych posesji, i gmina, i spółka wodna. Bardzo trudno jest więc dojść do takiego porozumienia, które skutkowałoby podjęciem działań, obejmujących wszystkie te miejsca. Również sami mieszkańcy, którzy są odpowiedzialni za rowy na swoim terenie, różnie traktują obowiązek ich oczyszczania. Nawet jeśli niektórzy utrzymują je w dobrym stanie, inni tego nie robią, i nie ma dobrej, drożnej drogi odpływu dla wody.
- Te rowy mają 100 lat – tłumaczy Krystyna Kłos. – Nie ma przepływu do głównego rowu. Rowy szły skosem przez pola, ale ludzie je zasypywali. Dodatkowo drzewa przeszkadzają. Trzeba by je wyciąć, ale potrzebna jest zgoda z ochrony środowiska. Byłam w powiecie, kazali iść do gminy. Złożyłam więc podanie do gminy, w sierpniu. Co z tego, że ja czyszczę, dbam, jeśli ktoś inny tego nie robi? To gmina musi wziąć się za to i coś zadecydować.
Mieszkańcy wsi twierdzą, że chętnie zgodziliby się na zbudowanie rowu wzdłuż drogi. Zapytany o stanowisko w sprawie wójt Mieczysław Pękul wskazał na różne prawa własności rowów jako przyczynę nieuregulowania tej sprawy.
- Ta droga jest powiatowa, tamten główny rów jest własnością Zarządu Melioracji. Jest umowa z mieszkańcami, dotycząca melioracji. Z tego, co wiem, hektar zmeliorowanego terenu i utrzymanie go w dobrym stanie to koszt ok. 100 zł na rok. Jest jednak umowa spółki wodnej z mieszkańcami, że sami będą to robić. Ci, którzy są zainteresowani, czyszczą, inni tego nie robią. To jest duży problem. Jedyne rozwiązanie to albo wykopać rów wzdłuż drogi, albo wykupić część terenu i odbudować to, czego na mapach już dziś nie ma. Jak były suche lata, nie było problemu, teraz podtopienia pojawiają się co roku.
Pomoc strażaków, z pewnością cenna, nie zmieni faktu, że sytuacje takie będą się powtarzać. Niezbędne wydaje się dojście do porozumienia wszystkich „właścicieli” rowów i przedsięwzięcie konkretnych działań. Najważniejszą rolę wydaje się mieć gmina. Mieszkańcy mają nadzieję, że podejmie w tej sprawie decyzje, które rozwiążą problem.
E.E.
Wypompowywanie wody jest chyba środkiem doraźnym, ponieważ istotne znaczenie ma sieć i stan rowów melioracyjnych, a te nie spełniają swoich zadań, ponieważ są zasypane i zarośnięte.
Po niedzielnej akcji kontaktowaliśmy się z Bogdanem Ponichterą, naczelnikiem straży w Białymbłocie, który powiadomił nas, że poziom wody może nieznacznie opadł, jednak sytuacja ogólnie nie poprawiła się znacząco.
- Już kilka dni ta woda stoi – mówi Ewa Mazurkiewicz, mieszkanka najbardziej poszkodowanego domu. – Mieszkam tu od czterech lat i zalało mnie już trzeci raz. Pod podłogą mam wodę, nie wiem, co będzie, jeśli jej poziom będzie się podwyższał.
Inni mieszkańcy potwierdzają, że podtopienia są bardzo uciążliwe, powodują szkody na polu, niszczą piwnice. Pytani o przyczynę zjawiska, zgodnie wskazują na brak utrzymania rowów. A są to zaniedbania często kilkudziesięcioletnie, rowy pozarastały krzakami i drzewami, ich udrożnienie wymaga z pewnością użycia cięższego sprzętu. W trakcie rozmowy z mieszkańcami ujawnia się istota problemu – rowy, zasypane czy nie, mają różnych właścicieli, różne instytucje są za nie odpowiedzialne. To i właściciele prywatnych posesji, i gmina, i spółka wodna. Bardzo trudno jest więc dojść do takiego porozumienia, które skutkowałoby podjęciem działań, obejmujących wszystkie te miejsca. Również sami mieszkańcy, którzy są odpowiedzialni za rowy na swoim terenie, różnie traktują obowiązek ich oczyszczania. Nawet jeśli niektórzy utrzymują je w dobrym stanie, inni tego nie robią, i nie ma dobrej, drożnej drogi odpływu dla wody.
- Te rowy mają 100 lat – tłumaczy Krystyna Kłos. – Nie ma przepływu do głównego rowu. Rowy szły skosem przez pola, ale ludzie je zasypywali. Dodatkowo drzewa przeszkadzają. Trzeba by je wyciąć, ale potrzebna jest zgoda z ochrony środowiska. Byłam w powiecie, kazali iść do gminy. Złożyłam więc podanie do gminy, w sierpniu. Co z tego, że ja czyszczę, dbam, jeśli ktoś inny tego nie robi? To gmina musi wziąć się za to i coś zadecydować.
Mieszkańcy wsi twierdzą, że chętnie zgodziliby się na zbudowanie rowu wzdłuż drogi. Zapytany o stanowisko w sprawie wójt Mieczysław Pękul wskazał na różne prawa własności rowów jako przyczynę nieuregulowania tej sprawy.
- Ta droga jest powiatowa, tamten główny rów jest własnością Zarządu Melioracji. Jest umowa z mieszkańcami, dotycząca melioracji. Z tego, co wiem, hektar zmeliorowanego terenu i utrzymanie go w dobrym stanie to koszt ok. 100 zł na rok. Jest jednak umowa spółki wodnej z mieszkańcami, że sami będą to robić. Ci, którzy są zainteresowani, czyszczą, inni tego nie robią. To jest duży problem. Jedyne rozwiązanie to albo wykopać rów wzdłuż drogi, albo wykupić część terenu i odbudować to, czego na mapach już dziś nie ma. Jak były suche lata, nie było problemu, teraz podtopienia pojawiają się co roku.
Pomoc strażaków, z pewnością cenna, nie zmieni faktu, że sytuacje takie będą się powtarzać. Niezbędne wydaje się dojście do porozumienia wszystkich „właścicieli” rowów i przedsięwzięcie konkretnych działań. Najważniejszą rolę wydaje się mieć gmina. Mieszkańcy mają nadzieję, że podejmie w tej sprawie decyzje, które rozwiążą problem.
E.E.
Napisz komentarz
- Komentarze naruszające netykietę nie będą publikowane.
- Komentarze promujące własne np. strony, produkty itp. nie będą publikowane.
- Za treść komentarza odpowiada jego autor.
- Regulamin komentowania w serwisie wyszkowiak.pl